Przejdź do głównej zawartości

Jeden rodzaj ludzi (Harper Lee, "Zabić drozda")

Powroty bywają trudne. Zabić drozda to książka, którą pamięta się z wczesnej młodości - już nie dzieciństwa, jeszcze nie dorosłości - a później po latach przychodzi ochota do niej wrócić, skonfrontować perspektywę dziecka z nabytymi już teraz doświadczeniami. Spojrzeć na Sprawy z drugiej strony - ze strony dorosłego. Nie każda literatura poznana w młodym wieku wytrzymuje taką konfrontację i nie traci magii tamtego szczenięcego odbioru, chłonącego wszystkimi zmysłami. W dorosłych latach z reguły czyta się chłodniej.

Ale do Maycomb można powracać bez obaw. Jedyna ukończona powieść Harper Lee (1926-2016) to dzieło tak idealnie wyważone między dziecięcą niewinnością narratorki a świadomością 34-letniej pisarki, tak bezbłędnie oparte na zapadających w pamięć kulminacjach, że całkowicie niepostrzeżenie i naturalnie wybrzmiewa na jej kartach jawnie dydaktyczny przekaz. Zapewne raziłby on sztucznością, gdyby nie był oparty na wyrazistych, ale zniuansowanych bohaterach. Dotyczy to zwłaszcza Atticusa, który będąc kwintesencją prawości, dzięki szeregowi drobnych cech - zawsze charakteryzowanych w działaniu, nigdy w pustej deklaracji - nie traci ani na moment wymiaru człowieczego na rzecz maniery tajemniczo-monumentalnej. Ideał ojca? Tak, ale przecież - co widać dopiero w dojrzałej lekturze - niepozbawiony momentów zwątpienia i słabości wobec problemów samotnego wychowania dzieci, a także z trudem utrzymujący nerwy na wodzy wobec staroświeckiej siostry. Niewzruszona ostoja sprawiedliwości? Tak, ale jego siła bierze się nie tylko z przekonania o własnej słuszności, ale też z wielkiej pokory (co dobitnie podkreśla słynna kwestia o "murzyńskim pachołku"). Jest on też wyraźnie wpisany w swoje czasy - to ojciec rozumiejący i empatyczny, ale w pewien sposób oddalony. Nawet jeśli nie zaniedbuje potrzeb emocjonalnych Jema i Jean Louise (zwanej przez wszystkich Smykiem) i wytrwale tłumaczy im świat, pewien dystans jest wyczuwalny. A może to tylko uznanie autonomii swoich latorośli? Tak czy inaczej Atticus jest niezaprzeczalnie postacią, która przeszła do historii amerykańskiej literatury. Niezapomnianą. Ikoniczną. Wiedzieliście, że w Monroeville w Alabamie, miasteczku rodzinnym Harper Lee, ma on swój pomnik (właściwie kamień z okazałą tablicą)?

Równie ważną postacią w otoczeniu małej Smyk jest też starszy brat, Jem. To on, na równi z narratorką, poszukuje odpowiedzi na pytania, jakie nasuwa mu obrona domniemanego czarnego gwałciciela przez jego ojca i cały szereg wydarzeń, jaki ten fakt za sobą pociąga. Jednocześnie, jako starszy, pozostaje dla siostry ogniwem pośrednim w procesie rozumienia świata dorosłych.

Zresztą zarówno Jem jak i sam Atticus mają swoje pierwowzory w odpowiednich osobach z rodziny autorki. Podobnie Dill, przyjaciel spędzający w Maycomb wakacje, wzorowany - o czym powszechnie wiadomo - na Trumanie Capotem. Historia Radleyów (w tym odludka Arthura zwanego "Dzikim", który fascynuje i przeraża dzieciaki, by ostatecznie zgodnie z zasadą strzelby wiszącej na ścianie odegrać kluczową rolę w finale) również ma korzenie w otoczeniu małej Harper Lee. Pierwowzór "Dzikiego" spędził z woli ojca 24 lata w odosobnieniu, ukarany przez ojca za ekscesy z lat młodości i zmarł w 1952 roku. Ojciec pisarki w 1919 roku był obrońcą dwóch Murzynów oskarżonych o morderstwo, a po ich skazaniu i egzekucji nie przyjął już nigdy sprawy kryminalnej. W okolicach Monroeville w 1936 roku miała miejsce podobna do powieściowej sprawa o gwałt, prawdopodobnie również oparta na fałszywym oskarżeniu. W nich wszystkich - i wielu innych podobnych sprawach z tamtych lat - można dopatrywać się źródeł powieściowego procesu Toma Robinsona.

Jednak Zabić drozda, choć zakorzeniona fabularnie w latach 30. (dokładnie 1933-35), na poziomie przekazu wyrasta z klimatu czasów swego powstania. Druga połowa lat 50. to czas erupcji ruchów praw człowieka i walki o równouprawnienie czarnych mieszkańców Ameryki. To początek działalności Martina Luthera Kinga (1955). W tym kontekście piorunująco musiała zabrzmieć deklaracja małej Jean Louise: "Myślę, że jest tylko jeden rodzaj ludzi. Ludzie".

To zwięzłe credo dotyczy nie tylko kwestii rasowych, ale też jest wielką obroną różnorodności, w ramach której mieści się także nieprzystosowany Arthur Radley. także metafora drozda - ptaka nieszkodliwego, którego zabić to grzech - odnosi się do niego w takim samym stopniu jak do nieszczęsnego Toma. Wyraziste przesłanie płynie też z symbolicznej sceny zastrzelenia przez Atticusa wściekłego psa, która później znajduje lustrzane odbicie w dramatycznej walce o życie dzieci, a przede wszystkim w obronie niesłusznie oskarżonego Toma Robinsona - zarówno przed linczem, jak i wymiarem tak zwanej sprawiedliwości. To wielka lekcja tolerancji i odwagi, ze wszech miar słusznie nagrodzona Pulitzerem. A jej kulminacją jest coda długiej i dramatycznej batalii na sali sądowej:

"- Panno Jean Louise, trzeba wstać, wasz ojciec wychodzi".

Ode mnie: 6 / 6


POSTSCRIPTUM. Pytano mnie o to na privie, więc wyjaśniam, że tak, słyszałem o książce Idź, postaw wartownika. Miałem ją nawet w rękach, wypożyczoną. I ostatecznie oddałem nieczytaną. Po namyśle uznałem, że nie mając pewności, czy autorka świadomie wyraziła zgodę na publikację, nie mam ochoty jej czytać. Trochę mam wrażenie, że mimo wszystko nie mam prawa. Zwłaszcza, że podważa ona Zabić drozda. Może niech wersje odrzucone pozostaną w szufladach... 

Szerzej o kontrowersjach wokół Idź, postaw wartownika pisała dla Onetu Paulina Surniak.


Harper Lee, Zabić drozda (To Kill a Mockingbird) ; tłum. Zofia Kierszys. Poznań : Zysk i S-ka, 1996.




Komentarze

  1. Jedna z tych książek, które na pewno w najbliższych latach przeczytam. Jakby nie patrzeć absolutna klasyka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś do (nie)postanowień na kolejny rok. Nie czytałem i to pomimo studiowania filologii angielskiej. W sumie to jednym z minusów studiów jest to, że do literatury współczesnej się raczej nie dochodzi, o ile ktoś jakoś się nie specjalizuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jakoś zawsze było "po drodze" z Nagrodą Pulitzera i "Zabić drozda" jest w tym gronie z piękniejszych powieści. Większość czytałem w czasach przedblogowych, ale postaram się do nich wrócić - do tych najbardziej pamiętnych, jak Grona gniewu, Gettysburg, Bunt na okręcie, Koniokrady, Droga, Pieśń kata, Przeminęło z wiatrem. No i do tego doczytać te nieczytane a najwyżej oceniane - Kolor purpury, Umiłowaną, Olive Kitteridge, Godziny, Stowarzyszenie głupców - i Amerykańską sielankę, którą mam zresztą od Ciebie. Docelowo chciałbym zrecenzować wszystkich laureatów Pulitzera u nas wydanych, tak więc zejdzie mi pewnie do emerytury :)

      Usuń
  3. To jest przepiękna powieść, którą przeczytałam po obejrzeniu filmu. Jedno z drugim się znakomicie dopełnia. A książkę mam ma półce i mieć będę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz