Ciąg dalszy listy na Biblionetkowy plebiscyt - tym razem literatura obca (polska tutaj):
Josif Brodski, "Tym tylko byłem. Wybór wierszy"
Dzieła Brodskiego lapidarnie skomentować się nie da; być może jest tak, że nie potrafię go skomentować w ogóle. Do tego przekrojowego, zawierającego wszystkie najważniejsze wiersze Rosjanina, tomu jestem przywiązany wyjątkowo z powodów osobistych. Ale też dlatego, że został on zredagowany szczególnie serdecznie w 10. rocznicę śmierci przez przyjaciół Poety ze "Znaku". To nie książka - to w pewnym sensie mój drugi dom, za okładki płotem.
Kir Bułyczow, "Przełęcz; Osada"
Skromny dyptyk o grupie kosmicznych rozbitków, którzy w mozole odtwarzają w ekstremalnych warunkach początki cywilizacji i jednocześnie próbują zaszczepić pamięć świata ziemskiego młodemu pokoleniu, które Ziemi nie pamięta. Poza fantastyczną dramaturgiczną konstrukcją "Osada" zostawia nas w dręczącym poczuciu kruchości otaczającego nas świata i ze świadomością jakże głębokiego uzależnienia od jego wytworów. A gdyby nagle wszystko znikło?
James Clavell, "Shogun"
Autentyczna historia angielskiego żeglarza z przełomu XVI i XVII w wieku posłużyła Clavellowi za kanwę chyba najlepszej powieści przygodowej wszech czasów. Z wirtuozerią narracyjną prowadzi nas przez początkowo budzący grozę, obcy, niezrozumiały świat Japonii doby wojen feudalnych, pozwala wniknąć w psychikę samurajów od wieków nawykłych do ukrywania swoich myśli, rozwija z wyjątkowym wyczuciem wątek miłosny, wreszcie tworzy wielką osobowość Toranagi, istnego władcy marionetek, którego finałowy monolog jest jedną z bardziej osłupiających partii jakie czytałem. A to wszystko na 1200 stronach, które czyta się jednym tchem.
Raymond Chandler, "Długie pożegnanie"
Intryga kryminalna chyba w żadnej powieści Chandlera nie jest najważniejszym ani najmocniejszym elementem. Chandlera kocha się coś innego - za jedyny w swoim rodzaju klimat, będący koktajlem pesymistycznej wizji świata, dość rozpaczliwego w gruncie rzeczy idealizmu Marlowe'a, oraz skrywającej ten romantyczny z ducha idealizm gryzącej ironii, zwłaszcza w jedynych w swoim rodzaju dialogach. W Długim pożegnaniu, ostatniej wielkiej powieści Chandlera, intryga jest pretekstowa chyba w jeszcze większym stopniu niż we wcześniejszych jego tekstach. Za to najgłębsze jest osamotnienie Philipa Marlowe'a, a wątek przyjaźni z Lennoxem jeszcze bardziej je podkreśla. Powieść najbardziej przesiąknięta egzystencjalnym pesymizmem a najmniej kryminalna, jest w dorobku mistrza gatunku jego dziełem najlepszym.
Joseph Conrad, "Lord Jim" (w przekładzie Michała Kłobukowskiego)
Uchodząca za koszmarnie nudną i trudną powieść Conrada, w wirtuozerskim tłumaczeniu Michała Kłobukowskiego odzyskała charakter gawędy, wysnutej wieczorem gdzieś na werandzie w tropikalnej scenerii. Okazało się, że uwodzi barwną panoramą życia w kolonialnych portach Pacyfiku, zachwyca szalenie nowoczesną, szkatułkową konstrukcją i fascynuje szpalerem epizodycznych postaci, z których każda niesie swoją indywidualną historię - czasem rubaszną, częściej jednak dramatyczną. Wielopłaszczyznowa opowieść o obrazie samego siebie, o samoświadomości i odpowiedzialności, o honorze i drugiej szansie – zyskała sama drugie życie, a Kłobukowski zdobył za jej przekład zasłużoną nagrodę Literatury na Świecie. (Więcej o "Lordzie Jimie" pisałem tutaj).
James Ellroy, "Tajemnice Los Angeles"
Miasto Aniołów, lata 50., trzech skrajnie różnych policjantów: mało lotny brutal, cyniczny karierowicz i pryncypialny idealista. I kilka splątanych ze sobą śledztw. W tle - blichtr Fabryki Snów, narkotyki, korupcja, gwiazdy kina i luksusowe prostytutki (przy czym dwie ostatnie kategorie łatwo pomylić). Mroczna i brutalna, przesiąknięta cynizmem proza Ellroya otrzymała tu swoją najdoskonalszą postać. Potrójna perspektywa pozwoliła na koronkową, rozbudowaną konstrukcję fabuły, a trójka bohaterów - na pogłębienie portretów bohaterów wziętych z tradycji noir, z których każdy w toku opowieści przejdzie bolesną metamorfozę. Na dokładkę sceny przesłuchań są chyba najlepsze w całej literaturze kryminalnej.
Larry McMurtry, "Na południe od Brazos"
Biorąc za punkt wyjścia epizody z życia dwóch wielkich osobowości Dzikiego Zachodu, Charlesa Goodnighta i Olivera Lovinga, McMurtry stworzył hiperwestern przewartościowujący większość klasycznych motywów tego gatunku. Mamy schyłek epoki pionierów (lata 70. XIX wieku), mamy spęd bydła (jak w "Rzece Czerwonej"), pościg za porwaną (jak w "Poszukiwaczach"), bandytę i ścigającego go szeryfa (niczym w opowieściach o Billym Kidzie), zdegenerowanych morderców (podobnych grupie pościgowej z "Dzikiej bandy"), wreszcie zabiedzone niedobitki plemion indiańskich (rodem z "Niebieskiego żołnierza"). Znalazło się również miejsce na niebanalny wątek miłosny, historię dojrzewania, motyw trudnego ojcostwa i wnikliwie zanalizowaną wieloletnią męską przyjaźń. Nie brak tu zarówno przedniego komizmu, jak i dławiącego smutku. Ale przede poznajemy dwa skrajnie przeciwstawne charaktery westernowych emerytów: Woodrow Calla i Augustusa McCrae, w których ogniskuje cała wspaniałość i cały tragizm dziejów podboju i cywilizowania Zachodu. McMurty'emu udała się totalna synteza gatunku w jednej wielowątkowej opowieści, mająca w przedziwny sposób cechy zarówno demitologizacji, jak i mitologizacji. Do tego stworzył jednego z najbardziej pamiętnych bohaterów w amerykańskiej literaturze: Gus McCrae to osobowość większa niż życie, kwintesencja męskości w wydaniu hemingwayowskim, w opinii grającego go później Roberta Duvalla - "postać, która jest dla amerykańskiego aktora tym, czym dla angielskiego Hamlet i Król Lear". Wielki epos o godności życia i godności umierania, słusznie uhonorowany Nagrodą Pulitzera, na dokładkę genialnie przełożony przez Michała Kłobukowskiego (znowu!), któremu przyniósł nagrodę Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich. (Powieści tej poświęciłem niegdyś osobną stronę internetową).
Alan A. Milne, "Kubuś Puchatek"/"Chatka Puchatka"
Najmilsza książka (książki) mojego dzieciństwa czytana po latach jest moim azylem psychicznym, w którym dziś odnajduję fantastyczną galerię archetypów i ładunek optymizmu, jakiego próżno szukać gdzie indziej. Lubię w mieszkańcach Stumilowego Lasu odnajdywać odbicia moich bliskich (i samego siebie), a pełne ciepła spojrzenie autora na tą menażerię daje mi ładunek akceptacji na cały rok - do następnej lektury.
Anatolij Rybakow, "Dzieci Arbatu"/"Trzydziesty piąty i później"/"Strach"/"Proch i pył"
Wielki hit wydawniczy końca lat 80. (nakład pierwszej części to 400 tysięcy egzemplarzy!). Przejmująca epopeja o latach stalinowskich, pokazanych na przykładzie losów grupy przyjaciół z tytułowej moskiewskiej ulicy. Jednocześnie jest to chyba pierwsza beletrystyczna próba przeniknięcia psychiki samego Stalina. Nie ma może u Rybakowa stylistycznych fajerwerków, ale spod tej prosto i po Bożemu napisanej napisanej prozy wyziera autentyczna groza potwornych czasów, w jakim przyszło żyć zwykłym ludziom i prawda doświadczenia, które wymyka się zachodniemu rozumieniu. Pomimo nowszych, zbliżonych tematycznie sag (choćby "Saszeńka" Sebaga-Montefiore), "Dzieci Arbatu" nadal pozostają z tego kręgu pozycją najlepszą. I wielkim głosem domagają się wznowienia.
Adam Thorpe, "Ulverton"
Książka kupiona zupełnie przypadkiem, pod wpływem impulsu, którego do dzisiaj nie rozumiem, bo angielska wieś to nigdy nie był mój zakres zainteresowań. A jednak. "Ulverton", prozatorski debiut angielskiego poety, zachwyca przemyślaną konstrukcją, w której tuzin opowiadań-epizodów rozpiętych od 1650 roku do współczesności zazębia się wzajemnie (np. finał losów bohaterów jednego opowiadania poznajemy dopiero w tle historii z następnego tekstu). W splatających się tekstach pięknie uchwycona została ponadczasowość ludzkich emocji i zaduma nad przemijaniem. Ale bohaterem jest tu też język: każde z opowiadań ma innego narratora i inną konstrukcję narracyjną - pojawia się ustna gawęda, barokowe kazanie, fragmenty korespondencji, opisy fotografii, scenariusz filmowy itp. Tłumaczenie tego wszystkiego na polski to istna Kaplica Sykstyńska sztuki przekładu - przed Robertem Sudołem czapki z głów!
I znów: co wybrać? Co skreślić?...
Josif Brodski, "Tym tylko byłem. Wybór wierszy"
Dzieła Brodskiego lapidarnie skomentować się nie da; być może jest tak, że nie potrafię go skomentować w ogóle. Do tego przekrojowego, zawierającego wszystkie najważniejsze wiersze Rosjanina, tomu jestem przywiązany wyjątkowo z powodów osobistych. Ale też dlatego, że został on zredagowany szczególnie serdecznie w 10. rocznicę śmierci przez przyjaciół Poety ze "Znaku". To nie książka - to w pewnym sensie mój drugi dom, za okładki płotem.
Kir Bułyczow, "Przełęcz; Osada"
Skromny dyptyk o grupie kosmicznych rozbitków, którzy w mozole odtwarzają w ekstremalnych warunkach początki cywilizacji i jednocześnie próbują zaszczepić pamięć świata ziemskiego młodemu pokoleniu, które Ziemi nie pamięta. Poza fantastyczną dramaturgiczną konstrukcją "Osada" zostawia nas w dręczącym poczuciu kruchości otaczającego nas świata i ze świadomością jakże głębokiego uzależnienia od jego wytworów. A gdyby nagle wszystko znikło?
James Clavell, "Shogun"
Autentyczna historia angielskiego żeglarza z przełomu XVI i XVII w wieku posłużyła Clavellowi za kanwę chyba najlepszej powieści przygodowej wszech czasów. Z wirtuozerią narracyjną prowadzi nas przez początkowo budzący grozę, obcy, niezrozumiały świat Japonii doby wojen feudalnych, pozwala wniknąć w psychikę samurajów od wieków nawykłych do ukrywania swoich myśli, rozwija z wyjątkowym wyczuciem wątek miłosny, wreszcie tworzy wielką osobowość Toranagi, istnego władcy marionetek, którego finałowy monolog jest jedną z bardziej osłupiających partii jakie czytałem. A to wszystko na 1200 stronach, które czyta się jednym tchem.
Raymond Chandler, "Długie pożegnanie"
Intryga kryminalna chyba w żadnej powieści Chandlera nie jest najważniejszym ani najmocniejszym elementem. Chandlera kocha się coś innego - za jedyny w swoim rodzaju klimat, będący koktajlem pesymistycznej wizji świata, dość rozpaczliwego w gruncie rzeczy idealizmu Marlowe'a, oraz skrywającej ten romantyczny z ducha idealizm gryzącej ironii, zwłaszcza w jedynych w swoim rodzaju dialogach. W Długim pożegnaniu, ostatniej wielkiej powieści Chandlera, intryga jest pretekstowa chyba w jeszcze większym stopniu niż we wcześniejszych jego tekstach. Za to najgłębsze jest osamotnienie Philipa Marlowe'a, a wątek przyjaźni z Lennoxem jeszcze bardziej je podkreśla. Powieść najbardziej przesiąknięta egzystencjalnym pesymizmem a najmniej kryminalna, jest w dorobku mistrza gatunku jego dziełem najlepszym.
Joseph Conrad, "Lord Jim" (w przekładzie Michała Kłobukowskiego)
Uchodząca za koszmarnie nudną i trudną powieść Conrada, w wirtuozerskim tłumaczeniu Michała Kłobukowskiego odzyskała charakter gawędy, wysnutej wieczorem gdzieś na werandzie w tropikalnej scenerii. Okazało się, że uwodzi barwną panoramą życia w kolonialnych portach Pacyfiku, zachwyca szalenie nowoczesną, szkatułkową konstrukcją i fascynuje szpalerem epizodycznych postaci, z których każda niesie swoją indywidualną historię - czasem rubaszną, częściej jednak dramatyczną. Wielopłaszczyznowa opowieść o obrazie samego siebie, o samoświadomości i odpowiedzialności, o honorze i drugiej szansie – zyskała sama drugie życie, a Kłobukowski zdobył za jej przekład zasłużoną nagrodę Literatury na Świecie. (Więcej o "Lordzie Jimie" pisałem tutaj).
James Ellroy, "Tajemnice Los Angeles"
Miasto Aniołów, lata 50., trzech skrajnie różnych policjantów: mało lotny brutal, cyniczny karierowicz i pryncypialny idealista. I kilka splątanych ze sobą śledztw. W tle - blichtr Fabryki Snów, narkotyki, korupcja, gwiazdy kina i luksusowe prostytutki (przy czym dwie ostatnie kategorie łatwo pomylić). Mroczna i brutalna, przesiąknięta cynizmem proza Ellroya otrzymała tu swoją najdoskonalszą postać. Potrójna perspektywa pozwoliła na koronkową, rozbudowaną konstrukcję fabuły, a trójka bohaterów - na pogłębienie portretów bohaterów wziętych z tradycji noir, z których każdy w toku opowieści przejdzie bolesną metamorfozę. Na dokładkę sceny przesłuchań są chyba najlepsze w całej literaturze kryminalnej.
Larry McMurtry, "Na południe od Brazos"
Biorąc za punkt wyjścia epizody z życia dwóch wielkich osobowości Dzikiego Zachodu, Charlesa Goodnighta i Olivera Lovinga, McMurtry stworzył hiperwestern przewartościowujący większość klasycznych motywów tego gatunku. Mamy schyłek epoki pionierów (lata 70. XIX wieku), mamy spęd bydła (jak w "Rzece Czerwonej"), pościg za porwaną (jak w "Poszukiwaczach"), bandytę i ścigającego go szeryfa (niczym w opowieściach o Billym Kidzie), zdegenerowanych morderców (podobnych grupie pościgowej z "Dzikiej bandy"), wreszcie zabiedzone niedobitki plemion indiańskich (rodem z "Niebieskiego żołnierza"). Znalazło się również miejsce na niebanalny wątek miłosny, historię dojrzewania, motyw trudnego ojcostwa i wnikliwie zanalizowaną wieloletnią męską przyjaźń. Nie brak tu zarówno przedniego komizmu, jak i dławiącego smutku. Ale przede poznajemy dwa skrajnie przeciwstawne charaktery westernowych emerytów: Woodrow Calla i Augustusa McCrae, w których ogniskuje cała wspaniałość i cały tragizm dziejów podboju i cywilizowania Zachodu. McMurty'emu udała się totalna synteza gatunku w jednej wielowątkowej opowieści, mająca w przedziwny sposób cechy zarówno demitologizacji, jak i mitologizacji. Do tego stworzył jednego z najbardziej pamiętnych bohaterów w amerykańskiej literaturze: Gus McCrae to osobowość większa niż życie, kwintesencja męskości w wydaniu hemingwayowskim, w opinii grającego go później Roberta Duvalla - "postać, która jest dla amerykańskiego aktora tym, czym dla angielskiego Hamlet i Król Lear". Wielki epos o godności życia i godności umierania, słusznie uhonorowany Nagrodą Pulitzera, na dokładkę genialnie przełożony przez Michała Kłobukowskiego (znowu!), któremu przyniósł nagrodę Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich. (Powieści tej poświęciłem niegdyś osobną stronę internetową).
Alan A. Milne, "Kubuś Puchatek"/"Chatka Puchatka"
Najmilsza książka (książki) mojego dzieciństwa czytana po latach jest moim azylem psychicznym, w którym dziś odnajduję fantastyczną galerię archetypów i ładunek optymizmu, jakiego próżno szukać gdzie indziej. Lubię w mieszkańcach Stumilowego Lasu odnajdywać odbicia moich bliskich (i samego siebie), a pełne ciepła spojrzenie autora na tą menażerię daje mi ładunek akceptacji na cały rok - do następnej lektury.
Anatolij Rybakow, "Dzieci Arbatu"/"Trzydziesty piąty i później"/"Strach"/"Proch i pył"
Wielki hit wydawniczy końca lat 80. (nakład pierwszej części to 400 tysięcy egzemplarzy!). Przejmująca epopeja o latach stalinowskich, pokazanych na przykładzie losów grupy przyjaciół z tytułowej moskiewskiej ulicy. Jednocześnie jest to chyba pierwsza beletrystyczna próba przeniknięcia psychiki samego Stalina. Nie ma może u Rybakowa stylistycznych fajerwerków, ale spod tej prosto i po Bożemu napisanej napisanej prozy wyziera autentyczna groza potwornych czasów, w jakim przyszło żyć zwykłym ludziom i prawda doświadczenia, które wymyka się zachodniemu rozumieniu. Pomimo nowszych, zbliżonych tematycznie sag (choćby "Saszeńka" Sebaga-Montefiore), "Dzieci Arbatu" nadal pozostają z tego kręgu pozycją najlepszą. I wielkim głosem domagają się wznowienia.
Adam Thorpe, "Ulverton"
Książka kupiona zupełnie przypadkiem, pod wpływem impulsu, którego do dzisiaj nie rozumiem, bo angielska wieś to nigdy nie był mój zakres zainteresowań. A jednak. "Ulverton", prozatorski debiut angielskiego poety, zachwyca przemyślaną konstrukcją, w której tuzin opowiadań-epizodów rozpiętych od 1650 roku do współczesności zazębia się wzajemnie (np. finał losów bohaterów jednego opowiadania poznajemy dopiero w tle historii z następnego tekstu). W splatających się tekstach pięknie uchwycona została ponadczasowość ludzkich emocji i zaduma nad przemijaniem. Ale bohaterem jest tu też język: każde z opowiadań ma innego narratora i inną konstrukcję narracyjną - pojawia się ustna gawęda, barokowe kazanie, fragmenty korespondencji, opisy fotografii, scenariusz filmowy itp. Tłumaczenie tego wszystkiego na polski to istna Kaplica Sykstyńska sztuki przekładu - przed Robertem Sudołem czapki z głów!
I znów: co wybrać? Co skreślić?...
"Na południe od Brazos" i "Ulverton" wpisuje na listę zakupów.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą Ellroy fajnie wygląda obok Chandlera, którego chyba, "już nie ceni" i krytykuje :).
Pozdrawiam i dzięki.
Witam serdecznie,
OdpowiedzUsuńno tak, Ellroy o Chandlerze wypowiada się dość jadowicie, choć przecież - czy tego chce czy nie - po części z niego wyrasta. Osobiście, jak widać, cenię obu - każdego za co innego. A Ellroyowe "Krew to włóczęga" właśnie na mnie czeka w Empiku :)
"Ulverton" obecnie trudno dostać, na allegro bywa bardzo rzadko, chociaż jak już - to za grosze. Z "Brazos" nieporównanie łatwiej - przy czym polecam serdecznie, dla mnie okazała się to najpiękniejsza książka w życiu.
Pozdrawiam ciepło.
Mimo miłości do Chandlera i Brazos, top tej listy to Bułyczow, Milne i Rybakow, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo to dla mnie podium to "Brazos", Brodski i "Ulverton" :)
OdpowiedzUsuńWitam. Twój powyższy wpis cytowałem na mojej stronie: listy lektur męskich. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńhttp://www.75ksiazekdlafaceta.cba.pl
"Shogun" jest rewelacyjny pokochałam tę książkę od pierwszych stron i tak zostało, sięgnęłam po nią pod wpływem równie genialnego serialu. Pamiętam swą ogromną radość gdy zobaczyłam ją w bibliotece - było to wydanie trzytomowe z filmowymi okładkami - cieszyłam się jak dziecko gdy ją czytałam. Hmm...naszła mnie chwila refleksji , to było lata temu , dobrze jest wspominać takie chwile :)Założyłam sobie nawet wtedy zeszyt z japońskimi słówkami :) Dziś oczywiście posiadam tą książkę w swojej biblioteczce :)
OdpowiedzUsuń"Tajemnice Los Angeles" - niesamowity film, oglądałam go kilka razy. Nie wiem w sumie dlaczego nie czytałam jeszcze książki, to jakieś straszne niedopatrzenie które zamierzam naprawić :)
"Na południe od Brazos" - oglądałam serial i bardzo pozytywnie wspominam,do dziś pamiętam muzykę z tego filmu :) Książki nie czytałam a szkoda , kolejna pozycja do nadrobienia .
Zainteresowała mnie jeszcze jedna pozycja z Twojej listy - "Przełęcz; Osada" muszę się z nią bliżej zapoznać .
W sumie mam trzy pozycje do nadrobienia z Twojej listy , a jedną bezwzględnie wpisałabym i na swoją w tym plebiscycie ( Shogun - oczywiście )