Ostatnia opublikowana za życia (a dokładnie - tuż przed śmiercią) powieść autora słynnej "Mechanicznej pomarańczy". Traktuje o ostatnich latach krótkiego żywota Christophera Marlowe'a (1564-1593). Ów rówieśnik Shakespeare'a uznawany jest jednego z najwybitniejszych dramaturgów epoki elżbietańskiej, zaś rozkwit jego talentu przerwała gwałtowna śmierć w niejasnych okolicznościach i z niejasnych powodów poniesiona (w wieku zaledwie 29 lat). Faktem pozostaje, że Marlowe został brutalnie zasztyletowany, a powodów mogło być wiele - wszak był personą wysoce kontrowersyjną, absolwentem teologii i ateistą zarazem, homoseksualistą obdarzonym niepokornym charakterem, lubił wdawać się w bulwersujące interlokutorów dyskusje filozoficzne i polityczne, w dodatku dobrych kilka lat parał się szpiegostwem.
Burgess programowo zignorował teorie, jakoby to Marlowe był faktycznym autorem sztuk Shakespeare'a*) i sportretował swojego bohatera w aurze niepowstrzymanego, prowokacyjnego buntu - przeciwko ciasnocie umysłowej, bezrefleksyjnej religijności, konserwatywnej obyczajowości. Fascynuje proces przekuwania owego buntu w teksty kolejnych dramatów , a także przytłaczający obraz zaciskającej się wokół niego pętli wrogości i gwałtownie postępującej izolacji, osamotnienia (mimo grona przyjaciół, spośród których wybija się sir Walter Raleigh, podróżnik i pierwszy importer tytoniu do Europy). Marlowe zmaga się także całe swoje krótkie życie z własnymi demonami, ze swoją skrajnie niezależną naturą, w bluźnierczych słowach wadzi się z Bogiem w którego nie wierzy, staje okoniem wobec przymusów społeczeństwa. Najtragiczniejsze jest to, że bunt Marlowe'a w którymś momencie nabiera pędu autodestrukcyjnego, co on sam zapowiada wprost w "Doktorze Faustusie". Wszak to w nas jest Raj, Piekło - i do obu szlaki. Niebanalna, prowokacyjna powieść historyczna, w starannie utkanym kostiumie opowieści łotrzykowskiej, a pod spodem - głęboko przemyślany przez sędziwego pisarza hołd dla innego pisarza (Burgess napisał swoją powieść w 400 lat po śmierci swojego bohatera). Warto zaznaczyć, że staranny przekład Kubińskich oddaje zarówno niuanse pierwszoosobowej narracji (prowadzonej przez jednego z aktorów - przyjaciół Marlowe'a), jak i kunszt cytowanych fragmentów dramatów. Mało znane dzieło, swoją klasą o lata świetlne odległe od współcześnie produkowanych "bestsellerów historycznych".
Burgess programowo zignorował teorie, jakoby to Marlowe był faktycznym autorem sztuk Shakespeare'a*) i sportretował swojego bohatera w aurze niepowstrzymanego, prowokacyjnego buntu - przeciwko ciasnocie umysłowej, bezrefleksyjnej religijności, konserwatywnej obyczajowości. Fascynuje proces przekuwania owego buntu w teksty kolejnych dramatów , a także przytłaczający obraz zaciskającej się wokół niego pętli wrogości i gwałtownie postępującej izolacji, osamotnienia (mimo grona przyjaciół, spośród których wybija się sir Walter Raleigh, podróżnik i pierwszy importer tytoniu do Europy). Marlowe zmaga się także całe swoje krótkie życie z własnymi demonami, ze swoją skrajnie niezależną naturą, w bluźnierczych słowach wadzi się z Bogiem w którego nie wierzy, staje okoniem wobec przymusów społeczeństwa. Najtragiczniejsze jest to, że bunt Marlowe'a w którymś momencie nabiera pędu autodestrukcyjnego, co on sam zapowiada wprost w "Doktorze Faustusie". Wszak to w nas jest Raj, Piekło - i do obu szlaki. Niebanalna, prowokacyjna powieść historyczna, w starannie utkanym kostiumie opowieści łotrzykowskiej, a pod spodem - głęboko przemyślany przez sędziwego pisarza hołd dla innego pisarza (Burgess napisał swoją powieść w 400 lat po śmierci swojego bohatera). Warto zaznaczyć, że staranny przekład Kubińskich oddaje zarówno niuanse pierwszoosobowej narracji (prowadzonej przez jednego z aktorów - przyjaciół Marlowe'a), jak i kunszt cytowanych fragmentów dramatów. Mało znane dzieło, swoją klasą o lata świetlne odległe od współcześnie produkowanych "bestsellerów historycznych".
*) Teorie te opierają się głównie na analizach stylu obu dramaturgów, ponadto zakładają, że śmierć Marlowe'a w bójce została sfingowana, zaś on sam potajemnie wyemigrował, po czym przez lata pisywał sztuki, które Shakespeare (a dobrze się znali) ogłaszał jako własne. Osobiście nie mam zdania w tej kwestii, ale zaskakujące podobieństwa stylistyczne dają do myślenia.
Ode mnie: 5,0 / 6
Anthony Burgess, Śmierć w Deptford (Dead Man In Deptford) ; przeł. Ola i Wojciech Kubińscy. Warszawa : Państwowy Instytut Wydawniczy, 1999.
Komentarze
Prześlij komentarz