Glendon Swarthout (1918-1992) nie był pisarzem specjalnie przywiązanym do westernu. Znaczną część jego dorobku zajmują powieści związane z traumą wojenną (echo uczestnictwa w II wojnie światowej) i powieści w taki czy inny sposób poświęcone tematyce wchodzenia w dorosłość ("Bless the Beasts and Children"). Ale wśród jego najobficiej nagrodzonych powieści znajdziemy też kilka poświęconych Pograniczu - m. in. "They Came To Cordura", "The Shootist" (będącą kanwą filmu z ostatnią rolą Johna Wayne'a) i "The Homesman" z 1988 roku. To właśnie "Eskorta".
Swarthout pochylił się nad losem kobiet żon pionierów, zasiedlających w XIX wieku amerykańskie Pogranicze. W pewnym sensie stanowy ponure dopełnienie recenzowanej kiedyś "Drogi na Zachód". W tamtej powieści A. B. Guthrie'go rodziny wyjeżdżały do Oregonu w poszukiwaniu nowego, nie łatwego ale przecież m o ż l i w e g o życia. Dla bohaterek Swarthouta to życie okazało się jednak zbyt okrutne, zbyt trudne, w zbyt dużym stopniu naznaczone walką, cierpieniem, stratą i samotnością. Ogrom nierzadko makabrycznych doświadczeń i trudy życia w półdzikich warunkach spowodowały, że w kilku przypadkach psychika nie wytrzymywała i popadały w obłęd. Te z nich, które miały dość szczęścia, trafiały w ręce ludzi dobrej woli. Oni zaś odwozili je z powrotem na wschód - do pozostałych tam rodziców, kuzynów, czy też do zakonnych ośrodków opieki. Wracały, można rzec - na tarczy.
O jednej z takich wędrówek - fikcyjnej, ale opartej na opisach autentycznych przypadków - opowiada "Eskorta". To cztery nieszczęśniczki, wśród których znajduje się dzieciobójczyni (urodziła kolejną osobę do wyżywienia), kobieta zaatakowana przez wilki, kolejna zmagająca się z obsesją na tle bezpłodności, wreszcie matka trojga dzieci zmarłych niemal jednocześnie na dyfteryt. Jest jeszcze ich tytułowa eskorta. Mary Bee Cuddy, zahartowana w twardym życiu harda stara panna, która podjęła się misji gdyż nie zdobył się na to żaden z zamieszkałych w okolicy mężczyzn. I George Briggs, włóczęga i wyrzutek, wskutek splotu okoliczności zawdzięczający Mary życie. Na nich obojgu bezlitosne życie na Pograniczu również odcisnęły swoje piętno - mocniej niż skłonni byli przyznać. Dlatego też relacje między tą dwójką odbiegają od typowych w takich fabułach schematów, opartych na rozpisanej komediowo zasadzie "kto się czubi, ten się lubi" (przykład pierwszy z brzegu: "Dwa muły dla siostry Sary" z Clintem Eastwoodem i Shirley MacLaine z 1970 r.). Bohaterowie Swarthouta są na to zbyt naznaczeni cierpieniem (własnym i cudzym - nie zapominajmy o celu ich misji), a ich pełne odruchowej szorstkości wymiany ciętych ripost, choć mają pozory przekomarzania się, podszyte są lepiej lub gorzej skrywaną rozpaczą i samotnością.
Ich podróż z przygnębiającym ładunkiem czterech zamkniętych w zakratowanym wozie niepoczytalnych kobiet to kompletna odwrotność pogodnej propagandy American Dream. To wstydliwa i skrywana strona słynnej teorii "Boskiego przeznaczenia" (ang. Manifest Destiny). Hasło to, sformułowane przez redaktora Johna L. O'Sullivana w 1845 roku, mówiło o rzekomo nadanym białym Amerykanom przez samego Boga prawie do kolonizacji całego kontynentu aż po Pacyfik. Western amerykański rzadko zajmował się ludźmi, którzy byli ofiarami na drodze realizacji tego poglądu. Na swój czas całe stulecie czekali Indianie - pierwsze rewizjonistyczne westerny nakręcono w latach 50. XX wieku, a pierwsza poważna książka tego nurtu ("Pochowaj me serce w Wounded Knee" Dee'ego Browna) powstała w 1970 roku. Natomiast los kobiet na Dzikim Zachodzie jest niezbyt rozpoznany i słabo reprezentowany w westernowej beletrystyce. Tak było aż do lat 80. - w tamtym okresie i później poświęcił im uwagę Larry McMurtry ("Na południe od Brazos", "Buffalo Girls"), na nich koncentruje się interesujący film o osadnikach "Meek's Cutoff" (2010), z tego też czasu pochodzi napisana w 1988 roku "Eskorta". Stanowi ona nieodzowne dopełnienie dorobku gatunku, hołd dla tych, których historia podboju Pogranicza, nawet ta rewizjonistyczna, zazwyczaj pomija milczeniem - kobiet, których przerosły okoliczności i które za realizację amerykańskiego snu zapłaciły cenę najwyższą.
Ode mnie: 4,5 / 6
Ich podróż z przygnębiającym ładunkiem czterech zamkniętych w zakratowanym wozie niepoczytalnych kobiet to kompletna odwrotność pogodnej propagandy American Dream. To wstydliwa i skrywana strona słynnej teorii "Boskiego przeznaczenia" (ang. Manifest Destiny). Hasło to, sformułowane przez redaktora Johna L. O'Sullivana w 1845 roku, mówiło o rzekomo nadanym białym Amerykanom przez samego Boga prawie do kolonizacji całego kontynentu aż po Pacyfik. Western amerykański rzadko zajmował się ludźmi, którzy byli ofiarami na drodze realizacji tego poglądu. Na swój czas całe stulecie czekali Indianie - pierwsze rewizjonistyczne westerny nakręcono w latach 50. XX wieku, a pierwsza poważna książka tego nurtu ("Pochowaj me serce w Wounded Knee" Dee'ego Browna) powstała w 1970 roku. Natomiast los kobiet na Dzikim Zachodzie jest niezbyt rozpoznany i słabo reprezentowany w westernowej beletrystyce. Tak było aż do lat 80. - w tamtym okresie i później poświęcił im uwagę Larry McMurtry ("Na południe od Brazos", "Buffalo Girls"), na nich koncentruje się interesujący film o osadnikach "Meek's Cutoff" (2010), z tego też czasu pochodzi napisana w 1988 roku "Eskorta". Stanowi ona nieodzowne dopełnienie dorobku gatunku, hołd dla tych, których historia podboju Pogranicza, nawet ta rewizjonistyczna, zazwyczaj pomija milczeniem - kobiet, których przerosły okoliczności i które za realizację amerykańskiego snu zapłaciły cenę najwyższą.
Ode mnie: 4,5 / 6
Na marginesie polskiego wydania "Eskorty" chciałbym wyrazić radość z faktu, że w ogóle wydaje się u nas powieści westernowe, i to w oficynach, którym ten gatunek był dość obcy. W ostatnich latach Czarne wydało "Braci Sisters" DeWitta, i właśnie "Eskortę", a Sonia Draga - "Prawdziwe męstwo" Portisa i "Zjawę" Punke. Prószyński wznowił "Małego Wielkiego Człowieka". Do tego można dorzucić znakomite opracowanie "Imperium księżyca w pełni" o Komanczach (Czarne). Oczywiście - część z tych wydań idzie za ekranizacjami, ale patrząc na to w całości - jest to widok budujący. Może doczekamy się nadrobienia kilku z bolesnych braków w przekładach w tym gatunku? Odłogiem leży jakiś 9/10 dorobku Larry'ego McMurtry'ego, a "Na południe od Brazos" po 24 latach wielkim dopomina się reedycji (ach, mógłbym nawet za darmo napisać posłowie!). Niezłą kopalnią propozycji są też listy laureatów Spur Award (tu i tu)... Tja...
Czytałam jakiś miesiąc, dwa temu. Robi duże wrażenie. Bardzo depresyjna powieść. Jestem ciekawa filmu, bo jeszcze go nie "ustrzeliłam".
OdpowiedzUsuńOwszem, przygnębiająca powieść, opis dzieciobójstwa "załatwił" mnie emocjonalnie już na starcie. Ale przyznam, że znając mnóstwo westernów i historię podboju Zachodu dość dobrze, o tym aspekcie nie miałem pojęcia. Podobnie jak "budownictwa" ziemianek. Film już ustrzeliłem, ale czekał na skończenie książki. Wieże w T. L. Jonesa, to znakomity aktor i niezły reżyser (bardzo oryginalne "Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady"), twórca wrośnięty w Pogranicze niemal równie mocno jak Sam Peckinpah. Na razie zauważyłem tylko, że w filmie przewożone są trzy kobiety, nie cztery. Swoją drogą to kolejny po "Na południe od Brazos" i "Pogrzebach" western, w którym TLJ kogoś transportuje :)
UsuńO ziemiankach też nie miałam pojęcia. W sumie lansuje się bardzo "macho" westerny; fakt, że kobiety maja bardziej krucha psychikę i rzeczywiście mogły z tej samotności i biedy popaść na skraj szaleństwa.
UsuńCo do TLJ - zdaje się, że ma rozległe rancho i wyznaje styl życia dawnych kowbojów.
No cóż, western jako gatunek to w dużej mierze baśń, mit, mitologia. "Eskorta" jest zdecydowanie westernem historycznym, a takich jest mniejszość. Te dwie płaszczyzny zresztą się stale przenikają, ale miejsce wielu bohaterów tego gatunku jest nieopodal Króla Artura i Heraklesa ;)
UsuńTak, TLJ ma rancho w Teksasie, podobnie jak na przykład również wrośnięty w tą kulturę Kevin Costner (w Kolorado) i paru innych - Harrison Ford, Dennis Quaid, Michael Keaton, Matthew McConaughey, Tom Selleck. Wspólne rancho prowadzili niegdyś Sam Peckinpah i jeden z jego ustałych aktorów i najbliższych przyjaciół Warren Oates. Rodzinne rancho z lat 30. sprzedała ostatnio Zooey Deschanel. Ech, kruca, sam chciałbym taki mieszkać...
Ja właśnie tylko film oglądałem, bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuń"Prawdziwe męstwo" było wydane wcześniej, tyle że pod tytułem "Troje na prerii".
A komiksowe westerny też Cię interesują? Sporo tego...
Tak, kojarzę tamto wydanie, aczkolwiek nie czytałem go, nie wiem nawet czy to nie inny przekład (pewnie tak, sądząc po stylu). Film jeszcze przede mną, a co do komiksów - to nie bardzo mnie pociąganą. Czytam czasem recenzje na Esensji, ale to wszystko :) Ale kiedyś zaczytywałem się komiksami, "Old Shatterhand i Winnetou" według Maya pamiętam jak dziś :)
UsuńRadzę zrobić wyjątek dla "Westernu" Van Hamme'a i Rosińskiego.
UsuńMignął mi gdzieś, jeśli polecasz to wciągam na listę, dzięki :)
Usuń