Przejdź do głównej zawartości

Josif Brodski, "Hymn"

Pochwalmy za to klimat,
że ustanawia limit
tudzież nadaje fason
upływającym czasom.

Z wszelkich więzień lub lochów
tu, w Czterech Porach Roku,
jest najlepsza wyżerka;
gdy bunt - strażnik w bok zerka.

Kiedy o pochodzenie
spytać klimat - on w tlenie
dostrzega swój rodowód;
ale z jakich powodów

jest wszechobecny - nie wie.
Po konfucjańsku w siebie
wpatrzony, ciepłych uczuć
może skąpić, lecz mruczy

swoje "Zawsze". Skończoność
naszą cieszy to słowo,
jego otucha błoga -
ale to jest przestroga.

Permanentność klimatu
jest wynikiem prymatu
nicości nad ciśnieniem
atmosferycznym. Nie wiem,

być może z barometrem
trzeba jak Byron z metrum:
używać, nawet często,
lecz traktować jak świętość.

Dokładność słupka rtęci
przewyższa moc pamięci
(też śmiertelnej istoty):
klimat ma własne cnoty.

Gdy podstawi nam nogę
jakimś brzydkim nałogiem,
nie rodziców obciąży
winą, lecz morskie prądy.

Kiedy ktoś mu zarzuca,
że bez sensu zanudza,
nie najmuje prawnika
i rozgłosu unika.

Znawca historii, wie też
wiele o przyszłym świecie
i, pogodny, wygląda
jak autor ich obojga.

Z Rzymianinem antycznym
jeden miałby punkt styczny:
gadałby o pogodzie,
nie Wodzu i Narodzie.

Podobnie z mutantami
przyszłości: tematami
każdej z nimi dyskusji
czyniłby kumulusy.

Bo jakże ich nie sławić?
Nieznana im nienawiść
i zawsze się wybrednie
wzniosą nad wredną brednię.

Lecz jeśli ta abstrakcja,
klimat, czasem zwraca
uwagę na opinie -
to, co w rozumnym hymnie

wyśpiewał wszystkim światom
ich pojedynczy atom,
czyli moja osoba,
może mu się spodoba.

(1995, przeł. Stanisław Barańczak)


1995, fot. Sergey Bermeniev
(źródło)


Komentarze