Przejdź do głównej zawartości

Podróż do kresu świata (William Golding, "Piekło pod pokładem")

O ile w tej odsłonie trylogii dramaturgia dobrze niesie egzystencjalne przesłanie, to trudno pozbyć się wrażenia jego znikomej odkrywczości. 



Swoją ostatnią wydaną za życia powieścią angielski Noblista domyka trylogię pod umownym tytułem "Na koniec świata", którą rozpoczął 9 lat wcześniej "Rytuałami morza" (1980, Nagroda Bookera). Miała to być zresztą pierwotnie powieść samoistne, dopiero po latach zostały dopisane dwa kolejne. Niestety o ile pierwsza część stanowiła solidną i domkniętą całość, druga - "Twarzą w twarz" - posiadała wszystkie grzech nieudanej części środkowej: rozwlekłość, fabułę w większości wypełnioną średniej jakości watą, wreszcie brak puenty. Za to autor zaopatrzył ją na ostatnich stronach w cliffhanger w postaci nagłego uszkodzenia statku. I w tym mniej więcej miejscu zaczyna się tom trzeci.

Golding teraz już pewniejszą już ręką prowadzi podróż do finału, w gęstniejącej atmosferze zagrożenia generowanego przez uszkodzony maszt. Domykają się wątki konfliktu ambitnego II oficera Beneta z gorzkniejącym I oficerem Summersem, z którym przyjaźni się Edmund Talbot. Tym razem zresztą autor bez słowa wyjaśnienia porzuca konwencję dziennika, pozostawiając jednak pierwszoosobową narrację. To zastanawiająca strategia w rękach tak doświadczonego pisarza, gdyż w tym układzie każdy tom trylogii ma nieco inny styl, co może wywoływać wrażenie niekonsekwencji i wyczerpywania się kolejnych stylizacji (wcześniej były to: dziennik adresowany do protektora i "zwykły" dziennik podróży).

Mniejsza z tym. Tak czy owak dzieło Goldinga staje się opowieścią o dojrzewaniu młodego arystokraty do odpowiedzialności społecznej, w miarę jak jest on świadkiem mniejszych i większych dramatów (czy zgoła tragedii, jak w przypadku Summersa) ludzi z niższych sobie sfer. I o ile w tej odsłonie dramaturgia dobrze niesie egzystencjalne przesłanie, to trudno pozbyć się wrażenia jego znikomej odkrywczości. Solidnie wykorzystane marynistyczne otoczenie niewątpliwie intryguje, ale stylistycznie mocno daje się we znaki koturnowość języka Talbota, sztuczność relacjach międzyludzkich i pewne wydumanie problemów spotykających postaci pierwszego i drugiego planu. W dodatku na ocenę trylogii jako całości zaniża tom środkowy. Co ciekawe, historia podróży Edmunda Talbota lepiej wypadła na ekranie (miniserial Na koniec świata, 2005), gdzie nie ma znaczenia napuszony język narracji, wydarzenia na pokładzie nabierają dynamiki i płynności, a bohaterowie - życia. 

Ode mnie: 
Ten tom: 4 / 6
Trylogia: 4 / 6.

William Golding, Piekło pod pokładem (Fire Down Below); Tł. Małgorzata Szafej. Warszawa: 1995, Amber.




Komentarze