Powiedzieć, że Michael Chabon nie należy do pisarzy lapidarnych, to nic nie powiedzieć - akurat ten twórca z reguły balansuje na cienkiej granicy między potoczystością stylu a przegadaniem, między bogactwem kreowanych światów a ich przeładowaniem. Nie inaczej jest w przypadku powieści, która przyniosła mu w 2001 roku Nagrodę Pulitzera - Niesamowite przygody... mają bite 800 stron tekstu. Rozciągnięte zaś są na trzy dekady stanowiące pierwszy złoty okres popkultury amerykańskiej, a konkretnie - co w tym przypadku najbardziej istotne - czas narodzin i rozkwitu nurtu superbohaterskiego w sztuce komiksowej. Są to lata 30., 40. i 50. ubiegłego stulecia.
Dramatyczny los przejawiającego talent graficzny Josefa Kavaliera, młodego żydowskiego uciekiniera z zajętej przez Hitlera Czechosłowacji, którego życie splotło się nierozwerwanie z osobą obdarzonego bujną wyobraźnią nowojorskiego rówieśnika Samuela Klaymana, stanowi kanwę najpoważniejszego z wielu wątków tej historii. Chłopcy mierzą się po swojemu z rozgrywającą się na Starym kontynencie hekatombą wojny i Holokaustu, usiłując wydobyć z Pragi pozostałych członków rodziny Josefa (później Josepha), wreszcie - bazując m.in. na fascynacji osobą słynnącego z talentu do ucieczek słynnego iluzjonisty Harry'ego Houdiniego (1874-1926) i wpisując sie we wzbierającą falę twórczości komiksowej - powołują do wydawniczego życia postać Eskapisty.
Warto zauważyć, że tzw. Złota Era Komiksu, która rozpoczęła sie właśnie w późnych latach 1930., była popkulturową reakcją na posępniejące i komplikujące się czasy. Z tego samego klimatu, choć w innym kierunku, wykiełkował także nurt czarnego kryminału. O ile jednak tamte opowieści literackie i filmowe skupiały się na portretowaniu czasów, w których optymizm jest towarem, najłagodniej mówiąc, deficytowym, to nurt komiksowy dążył w stronę odreagowania poprzez fabuły, w których główny bohater spektakularnie przywraca porządek w świecie. Takie figury jak Batman (wykreowany w 1938 roku) i Superman (od 1939) stawały się strażnikami porządku podobnymi do charakterystycznej dla innego wycinka amerykańskiej pop-mitologii westernowej postaci szeryfa (w tym samym okresie np. Henry Fonda w Mieście bezprawia, 1946).
Eskapista, powołany do życia przez Kavaliera i Claya, nie dość że wpisuje się idealnie w ten nurt, to jeszcze wysłany przez swoich twórców do Europy i tam walczący z nazistowskim złem stanowi odreagowanie traumy bezsilności, jaką generuje sytuacja chłopców. Pozornie niepoważna twórczość stanowi więc w powieści Chabona całkiem poważną próbę poradzenia sobie z tragedią, która ma w dziele autora Związku Żydowskich Poicjantów wymiar zarówno osobisty, jak i globalny, a te dwie płaszczyzny są bardzo ściśle ze sobą połączone. Nie brak więc w Przygodach poważnego tonu.
Równolegle na przestrzeni trzech dekad autor maluje fresk o środowisku twórców komiksowych i miejscu ich twórczości w kulturze amerykańskiej. Jest tu miejsce na twórcze uniesienia, nerwy negocjacji wydawniczych, radość triumfu i melancholię jego nieuchronnego przemijania. Na tym polu narracja wielokrotnie wykracza poza losy naszych bohaterów, autor spogląda szerzej, panoramicznie, nie szczędząc fascynująco podanych obrazków, scenek i refleksji na temat tego niezbyt rozpoznanego przez literaturę środowiska. Widoczna w tych partiach ocierająca się o uwielbienie pasja Chabona napędza potoczystość jego opowieści, nie jest on więc tylko kustoszem dziedzictwa popkultury, ale potrafił tchnąć weń ekscytującego ducha.
Na bazie tak skonstruowanej fabuły jest więc miejsce na niezwykle barwną paletę emocji, a idealna w tym przypadku symbioza tych kilku warstw powieści (co niestety nie jest u autora Poświaty regułą) jednocześnie nakręca dramaturgię, pozostawia przestrzeń dla refleksji, a także jest interesująca poznawczo. Brawurowa zuchwałość pomysłu, by pożenić komiks superbohaterski z hekatombą wojny, tym razem unosi bez trudu obszerną opowieść, w której jest miejsce na przygodę i humor, ale także na swoistą czułość, tragizm i wreszcie zadumę nad relacją biografii artysty z jego dziełami. Kapitalny jest też przekład Piotra Tarczyńskiego, który lekkością i potoczystością, składnią i wyczuciem słownictwa kojarzył mi się nieodparcie z tłumaczeniami Michała Kłobukowskiego.
Na marginesie można zauważyć, że obecnie od jakichś dwóch dekad mamy do czynienia z podobnym renesansem opowieści o superbohaterach, tyle że na ekranie kinowym. W dodatku wielu z nich wywodzi się wprost z epoki opisanej przez Chabona. Czy jest to wyraz infantylizacji popkultury masowej w ogóle, czy tylko efekt pogoni za pieniądzem i nastoletnim widziem - nie miejsce tu na analizę. Niemniej nurt ten zepchnął poważne kino do wyraźniej defensywy, w efekcie wielu twórców podjęło flirt z telewizją, do niedawna jeszcze (mniej więcej do końca ubiegłego stulecia) utożsamianą bardziej z jarmarkiem niż kulturą. Obecnie role w znacznym stopniu uległy odwróceniu i niejeden z mistrzów kina znalazł w telewizji możliwość realizacji ambitnych projektów filmowych lub nieograniczonych dwu-trzygodzinnym metrażem równie ambitnych seriali (by wymienić tylko Scorsesego, Finchera, Cuarona, Sorrentino, Soderbergha czy Jane Campion). Ale to temat na zupełnie inny tekst...
Ode mnie: 5,5 / 6
Michael Chabon, Niesamowite przygody Kavaliera i Claya (The Amazing Adventures of Kavalier & Clay); przeł. Piotr Tarczyński. Warszawa: Wydawnictwo W.A.B., 2019.