
Jest to przejrzana i uzupełniona wersja recenzji opublikowanej na tych łamach w 2012 roku.
Drugi tom cormacowskiej Trylogii Pogranicza nie jest kontynuacją, ba - jego akcja ma miejsce prawie dekadę wcześniej niż perypetie Johna Grady Cole'a. W pewnym stopniu powtarza i zwielokrotnia schemat podróży znany z poprzedniego dzieła, tym razem jednak nadając mu cech surowej mistyki i medytacji nad światem, Bogiem, losem, odpowiedzialnością i wolnością.
Podróże są tu trzy, przy czym pierwsza z nich, w której 16-letni Billy odprowadza do Meksyku ciężarną wilczycę, mogłaby stanowić odrębne, gotyckie w nastroju opowiadanie. To w pewnym sensie zamknięta całość narracyjna, jedna z najlepszych w dorobku pisarza. Następujące po niej druga (najdłuższa) i trzecia wyprawa to podróż, tym razem już obu braci, Billy'ego i Boyda, w poszukiwaniu skradzionych koni. Przekształca się ona w odyseję (nie da się tu nie przywołać Odysei) po kraju okaleczonym rewolucją i wojną domową, w którym przemoc i krzywda są na porządku dziennym. A na końcu wędrówki, po serii niezawinionych w gruncie rzeczy nieszczęść, nie ma nic poza bezdenną samotnością. Człowiek, z którym rozstajemy się zamykając książkę, jest właściwie samym płaczem i wołaniem, rozlegającym się w głuchej ciemności, w której nie słychać było niczego prócz wycia wiatru. Czy w tym wyciu wiatru był obecny, wyjątkowo często przywoływany w "Przeprawie", Bóg? Nawoływany, wyklinany, ale zawsze - milczący. Krwawy ziemski padół jawi się tu jako miejsce okrutnego boskiego eksperymentu na człowieku, nie zasługującym nawet na cień współczucia, czy bodaj nawet na odpowiedź. Dobitnie świadczy o tym historia meksykańskiego Hioba, który utraciwszy wszystko co było mu drogie w życiu, zamieszkuje pod bliską zawalenia kopułą zrujnowanego kościoła i stamtąd prowadzi z Bogiem niekończącą się obrazoburczą dyskusję. Jak łatwo się domyślić, raczej nie stanął przy nim anioł Pański i chwała Pańska go nie oświeciła.
Może trudno zarzucać McCarthy'emu fabularną wtórność, bo wspaniale rozpisany, oparty na opiekuńczości ale ewoluujący związek między braćmi nadaje tej opowieści wyjątkową jakość, nieobecną w "Rączych koniach". Ale nie da się ukryć, że obserwacje społeczne w odniesieniu do dramatycznej historii Meksyku doby rewolucji, nie wnoszą wiele nowego w to, co zostało powiedziane poprzednio. Formuła podróży narzuca strukturę rozpadającą się w epizody, z których wynikają, trochę na zasadzie szkatułkowej, opowieści poboczne ludzi napotkanych przez braci. Są one pełne wyrazu i tragizmu (a jeden epizod - wyjątkowo brutalny nawet jak na standardy Cormaca), jednak jako całość "Przeprawa" miejscami ugina się pod własnym ciężarem. Na szczęście bracia Parham budzą więcej zaangażowania niż John Grady Cole, a rozdzierająco piękne i smutne ostatnie cztery akapity to proza najwyższej próby - kropka nad 'i" w tym może nieco zbyt niezdyscyplinowanym dziele.
A pomysł trzeciego tomu podobno zrodził się w głowie pisarza zanim jeszcze wymyślił, że będzie to trylogia...
Ode mnie: 5 / 6
Cormac McCarthy, Przeprawa (The Crossing); przeł. Jędrzej Polak. Zysk i S-ka, Poznań 2000.
Cormac McCarthy, Przeprawa (The Crossing); przeł. Jędrzej Polak. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012/2023.
Komentarze
Prześlij komentarz
Co myślisz?