[Poniższy tekst jest rozszerzoną i przeredagowaną wersją recenzji opublikowanej na BiblioNETka.pl pt. "Remark, Rembeque..." (została tam nawet recenzją miesiąca sierpnia 2009 r.). Poczucie nieukończenia, które mam w związku z nim, powoduje, że co jakiś rozrasta się on o kolejne zdania. I nadal nie mogę stwierdzić, że o Rembeku napisałem już wszystko co chciałem...]
 I zanim zmilkł - zagrzmiały działa:
To w bój z szybkością nawałnicy
Armia Czerwona wyruszała.
(J. Kaczmarski)[1]
To w bój z szybkością nawałnicy
Armia Czerwona wyruszała.
(J. Kaczmarski)[1]
Osamotnienie
Moim  myślom o Stanisławie Rembeku zawsze towarzyszy przygnębienie. Los tego  zapomnianego dzisiaj pisarza jest smutnym świadectwem skuteczności  cenzury prewencyjnej PRL - ale w przypadku Rembeka to nie o politykę  chodzi, ale o wyjątkowy, cichy i głuchy tragizm jego losów.  To  nazwisko mało  kto dziś w ogóle kojarzy, nie wspominając już o  przyznaniu należnego mu  honorowego miejsca w szeregu polskich literatów  międzywojnia. A należy  mu się miejsce szczególne, nawet biorąc pod  uwagę fakt, że dramatyczne  koleje życia w jakimś stopniu sparaliżowały  rozwój jego talentu. Ale może  właśnie dlatego, w imię  spóźnionego zadośćuczynienia, trzeba oddać Rembekowi sprawiedliwość.  Pomnika nie ma (jest za to patronem ulic w Piotrkowie Trybunalskim i  Grodzisku Mazowieckim, w których mieszkał), ale najbardziej szkoda, że  nigdy nie trafił do kanonu lektur. Powinien. I byłby chętnie czytany.
W  odróżnieniu od całej galerii młodszych kolegów po  piórze, na których  piętno odcisnęła II wojna światowa, doświadczeniem  które ukształtowało  Rembeka jako pisarza, była wojna polsko-bolszewicka.  Idący w 1919 roku  na wojnę z Sowietami Rembek to rówieśnik Baczyńskiego z 1939 roku.  Doświadczenia frontowe stały się dla niego tym, czym  Powstanie  Warszawskie dla „pokolenia kolumbów”. Już debiutancka powieść "Nagan" z  1928 roku zwróciła na niego uwagę ówczesnej krytyki, choć nie wzbudziła  jednogłośnego entuzjazmu. Patrząc z  perspektywy czasu można chyba  powiedzieć, że Rembek wyprzedził swoją  epokę. Mianowicie sięgnął po  takie środki literackiego obrazowania, do których  literatura – nie  tylko polska - dojrzała dopiero po II wojnie światowej. Doświadczenie  1920 roku spowodowało, że został naznaczony  wojną wcześniej, niż  większość polskiego świata literackiego. Dziś można  próbować postawić  go obok Borowskiego czy Nałkowskiej, ale takie  porównania nie oddadzą  jego pisarskiej indywidualności i  literackiego osamotnienia.  Osamotnienia wypływającego zresztą nie tylko z  faktu, że sam jeden  pisał o wojnie z bolszewikami. Otóż Rembek jest bodaj jedynym w Polsce   nowoczesnym pisarzem batalistycznym. Takim jak na gruncie amerykańskim   dwadzieścia lat później Norman Mailer ("Nadzy i martwi") i przede  wszystkim James Jones ("Cienka czerwona linia"). I, zdaje się, jedynym  tej klasy batalistą pozostał do dzisiaj. A "Nagan" był tylko przygrywką. 
Po szosie bębnił huraganowy ogień
|  | 
| Stanisław Rembek | 
|  | 
| Mój egzemplarz "W polu" | 
Po szosie bębnił huraganowy ogień
Opublikowana w dziewięć lat później powieść "W polu"  to jego opus magnum. Otrzymał za nią nagrodę Fundacji  im. F. S. Lewentala i nagrodę miasta Kalisza. Sama Maria Dąbrowska  zgłosiła "W polu" do nagrody "Wiadomości Literackich".  Wśród  zachwyconych dziełem byli Karol Irzykowski,  Julian Krzyżanowski  i Kazimierz Wyka[2]. Także Czesław Miłosz – wiele lat  później – określi "W polu" mianem najlepszej wojennej powieści dwudziestolecia[3]. O co cały ten szum?
Otóż  Rembekowskie "W polu" jest dziełem w literaturze  polskiej zupełnie  osobnym i bezprecedensowym. Nasza tradycja rozumienia  wojny  ukształtowana została studwudziestoletnim okresem zaborów. Czyn zbrojny  był u nas zawsze  rozumiany jako walka wyzwoleńcza: z najeźdźcą,  zaborcą, okupantem. To  bój chwalebny i heroiczny. I niewątpliwie - jest  to jakaś część historycznej  prawdy, natomiast na pewno nie jest to  prawda cała. Po pierwsze, postać  czy to w maciejówce, czy z orzełkiem  na czapce, czy z biało-czerwoną opaską, od dawna zastygła w  świadomości  potomnych w pomnikowej pozie, której patos skutecznie  odbiera poczucie  autentyzmu i realności. Po drugie, my sami –  współcześni – dość  kurczowo trzymając się bogoojczyźnianej wizji  historii, tracimy z oczu  szczegóły i niuanse, na które nie ma miejsca w  monolicie narodowej  chwały. 
| Wojsko polskie, sierpień 1920 (fot. Wikimedia Commons) | 
Wszystko  to opisane jest bez cienia zadęcia i fałszu, i  - wbrew zawężeniu  fabuły do losów jednej tylko kompanii - wprost dyszy  epickim oddechem.  Rembek pokazuje się jako fantastyczny  narrator-batalista: jego styl  jest obrazowy, ale oszczędny w słowach;  dramatyczny, ale pozbawiony  patosu; wreszcie - naturalistyczny na  niespotykaną w polskiej  literaturze skalę. Ale nigdy nie wpadający w  puste efekciarstwo, bo  celem Rembeka nie jest epatowanie wojenną  makabrą. Jego opowieść czasem  przypomina swoją rzeczowością bezlitosny reportaż  frontowy, ale o jej  sensie stanowi pogłębiona analiza psychologiczna  jednostki rzuconej w  tryby machiny wojennej. Jest to zresztą naczelny  temat całej jego  twórczości, także tej dotyczącej powstania  styczniowego i okupacji. Tu  zaś większość wydarzeń oglądamy oczami  porucznika Paprosińskiego,  zastępcy dowódcy kompanii. Paprosiński na naszych oczach zmaga  się z  panicznym strachem, od którego jeżą się włosy na  głowie. Na naszych  oczach dokonuje też bohaterskich kontrataków,  dowodząc, że strach i  odwaga to często dwie strony tego samego medalu.  Do niego też należą  najgłębsze refleksje – te o wojnie i te o ludziach w  nią zaplątanych.
Milczenie
Gdyby  szukać porównań dla dzieła Rembeka, to najbliższym punktem odniesienia  byłoby "Na zachodzie bez zmian"  Remarque’a, do którego zbliża go  antywojenne przesłanie i bardzo  (bardzo!) pesymistyczna wymowa, ale  którego przewyższa dramatyzmem  narracji. Po publikacji "W polu" Maria  Dąbrowska stawiała je wyżej niż dzieło  niemieckiego pisarza[4], a i inni  krytycy byli zgodni, że powieść jest  wybitna. Przed Rembekiem  przyszłość stała otworem, ale w rok po jego  wielkim sukcesie nadeszła  wojna, a po niej sowiecka okupacja – i Rembek stał się z oczywistych  względów pisarzem zakazanym, skreślonym. Dziś, czytając o  jego  powojennym losie, wydaje się, jakby został pogrzebany za życia: co   prawda wydano mu "Balladę o wzgardliwym wisielcu i dwie gawędy  styczniowe" poświęcone powstaniu styczniowemu, oraz okupacyjny "Wyrok na  Franciszka Kłosa", jednak czterdzieści powojennych lat upłynęło mu na  zmaganiach nawet nie tyle z cenzurą, co z powszechnym wokół niego  milczeniem. Być może  zabrakło mu siły przebicia, być może nastąpił  splot kolejnych  nieszczęśliwych okoliczności, ale przede wszystkim jako  piewca wojny,  której oficjalnie nie było został z premedytacją  wymazany z krajobrazu  literackiego PRL przez oficjalne czynniki. O  reedycji "Nagana" i "W polu" nie mogło być oczywiście mowy, a  podejmowane przez kilku filmowców próby ekranizacji "Wyroku" i "Gawęd  styczniowych"  spełzły na niczym. Nigdy też nie posunął się – jak wielu  współczesnych  mu pisarzy - do wysługiwania się swoim piórem systemowi.  Koniec końców  zmarł w 1985 roku jako człowiek, którego ciężkiej ciszy  przytrzasnęły  drzwi: w nędzy, przygnieciony zniechęceniem, schorowany,  uzależniony od  alkoholu i morfiny i kompletnie zapomniany przez  wszystkich poza  rodziną. I poza Juliuszem Machulskim, który po 10  latach usiłowań, w  1992 roku nakręcił według jego prozy swój  najdojrzalszy film – "Szwadron". Przypomniany dopiero przez Joannę  Siedlecką, która napisała o nim w "Wypominkach", został odkryty przez  Grzegorza Łatuszyńskiego. Ten założył wydawnictwo "Agawa"  specjalnie po to, by opublikować całą spuściznę Rembeka, ratując  go  przed całkowitym zapomnieniem[5]. W ten sposób na przełomie wieków,  poza  reedycjami czterech istniejących pozycji, ujrzały światło dzienne   niepublikowane wcześniej "Dzienniki": okupacyjny i z 1920 roku,   nieznana wcześniej powieść o Józefie Wybickim, oraz teksty   niedokończone, odnalezione w rodzinnym archiwum i Bibliotece Narodowej.   Wśród nich jednak najjaśniejszym światłem błyszczy "W polu" – największe arcydzieło polskiej prozy batalistycznej. I nigdy dość przypominania o nim.
Z  szacunku dla Rembeka uparłem się na przedwojenne wydanie "W polu".  Chciałem mieć to wydanie, którym i on, jak sobie lubię wyobrażać,  cieszył się w 1937 roku - trzydziestosześcioletni pisarz, fetowany przez  największe nazwiska ówczesnej krytyki. Nic szczególnego: szara,  tekturowa oprawa, obecnie mocno postrzępiona. Na karcie tytułowej  rozmyty, nieczytelny podpis atramentem. Czyj - nigdy się nie  dowiem. 
Ode mnie: 5,5 / 6
---
[1] J. Kaczmarski, „Ballada wrześniowa”, [w:] tegoż: „Ale źródło wciąż bije...”, wyd. Marabut, 2002, s. 473.
[2] T. Burek, „Posłowie”, [w:] Stanisław Rembek, „Nagan”, wyd. Agawa, 2006, s. 204.
[3] C. Miłosz, „Historia literatury polskiej do roku 1939”, wyd. Znak, 1993, s. 484.
[4] W. Chmielewski, „Posłowie”, [W:] Stanisław Rembek, „W polu”, wyd. Agawa, 2006, s. 356.
[5] Por. wypowiedź G. Łatuszyńskiego: tamże, s. 361-362.
Ode mnie: 5,5 / 6
---
[1] J. Kaczmarski, „Ballada wrześniowa”, [w:] tegoż: „Ale źródło wciąż bije...”, wyd. Marabut, 2002, s. 473.
[2] T. Burek, „Posłowie”, [w:] Stanisław Rembek, „Nagan”, wyd. Agawa, 2006, s. 204.
[3] C. Miłosz, „Historia literatury polskiej do roku 1939”, wyd. Znak, 1993, s. 484.
[4] W. Chmielewski, „Posłowie”, [W:] Stanisław Rembek, „W polu”, wyd. Agawa, 2006, s. 356.
[5] Por. wypowiedź G. Łatuszyńskiego: tamże, s. 361-362.
Stanisław Rembek, W polu. Opowieść.  Warszawa : Instytut Wydawn. "Biblioteka Polska", 1937.
Kurczę, u mnie niestety w bibliotece jest tylko "Wyrok na Franciszka Kłosa".
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiłeś mnie tą recenzją/esejem. I będę zmuszony przeczytać nowe wydanie, zamiast tego z lat trzydziestych:)
@Charlie: cieszę się, że Cię zaintrygowałem - propaguję Rembeka jak mogę, powody chyba widać w tekście :) Co do dostępności czegokolwiek, osobiście bardzo sobie chwalę wypożyczanie międzybiblioteczne - jeszcze nie spotkałem pozycji, której nie znalazłbym w Nukacie albo Karo i nie dałoby się zaimportować.
OdpowiedzUsuńWydania późniejsze są bogatsze o posłowia - zwłaszcza interesująca pod tym względem jest edycja wspomnianego w tekście wydawnictwa Agawa z 2006 roku (było jeszcze wydanie "podziemne" chyba pod koniec lat 80.). Jeszcze raz polecam gorąco.
Po lekturze Twojej recenzji przesuwam Rembeka na początek listy oczekujących przeczytania. Jawi mi się, że może to być rzecz faktycznie arcyciekawa. Dzięki za komentarz na moim blogu. Dzięki niemu tutaj trafiłem i jestem pod wrażeniem. Tak trzymać! Zaraz dodaję do obserwowanych i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń