Przejdź do głównej zawartości

Porwanie w Luizjanie (Robert McCammon, "Słuchacz")

Dobra lektura na wakacje.




Potoczyście napisany, trzymający w napięciu kryminał z wątkiem nadnaturalnym. Nowy Orlean, lata Wielkiego Kryzysu, czarnoskóry młodzieniec obdarzony zdolnościa komunikacji jakby-telepatycznej angażuje sie w ocalenie dziewczynki z tzw. dobrego domu. Ta bowiem została porwana dla okupu przez pewnych nieobliczalnych ludzi. Autor Chłopięcych lat klei tę historię z dobrze znanych elementów: porwanie syna pioniera lotnictwa Charlesa Lindbergha (1932), historia Bonnie i Clyde'a, czy komunikacja na odległość wzięta wprost z Lśnienia. Zresztą jawnie przywołując niektóre z nich. Pod względem narracyjnym to oczywiście pierwsza klasa pisarskiego rzemiosła, tyle że historia jest w gruncie rzeczy dość szablonowa - i w ogóle i w szczegółach. Dzięki swadzie autora bezapelacyjnie wciąga, ale to co najbardziej pozostaje w pamięci, to bardzo plastycznie i sugestywnie odmalowane realia życia Luizjany lat 30., zwłaszcza Nowego Orleanu ale nie tylko. Powieść sprawia wrażenie fenomenalnie rozpoczętej zamaszystą ekspozycją, z ciekawą postacią komiwojażera-oszusta, tyle że ostatecznie w przykry sposób niedopracowanej. Wątek tytułowego "słuchania" prosił się o zgłębienie, lecz jest potraktowany zaskakująco powierzchownie. Mimo początkowo interesującej pary porywaczy (tu naprawdę przez chwilę widać potencjał na coś oryginalnego), z biegiem czasu postaci sprawiają wrażenie rysowanych coraz grubszą kreską, a relacje między nimi prowadzone są coraz cięższą ręką - i niczym nie zaskakują. A już zupełnie nie warto głębiej zastanawiać nad faktem, że wszyscy pozytywni bohaterowie to Afroamerykanie, a wszyscy biali, poza ofiarami porwania, są źli. Serio? McCammon niestety nie podejmuje polemiki z ogranymi fabularnymi schematami, za to grzęźnie w przewidywalności kolejnych aktów dramatu niczym porwane dzieci w mokradłach Luizjany, zaś makabryczne "gore", po które pod koniec sięga (motywy z okiem i z wężami), razi ostentacją w piętrzeniu napięcia. I niestety rezultat jest odwrotny, bo efekciarstwo podważa to wiarygodność opowieści. Ostatecznie pozostałem z poczuciem niespełnionych obietnic oraz braku jakiejś głębszej myśli generalnej, znaczeniowego naddatku, który sprawiłby, że do tej historii warto wrócić. Dobra lektura na wakacje, bo to świetny "pageturner" - ale tylko tyle. 

Ode mnie: 4,5 / 6


Robert McCammon, Słuchacz (The Listener); tłum. Maciej Machała. Czerwonak: Vesper, 2023.


Komentarze

  1. "(...) efekciarstwo podważa wiarygodność opowieści" mógłbym wkleić do swojego tekstu o ostatnio czytanym Simmonsie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz