Przejdź do głównej zawartości

Ofiary wiary (Andrzej Szczypiorski, "Msza za miasto Arras")

Przygnębiająco aktualna.




I cisza tej zapada miary,
Gdy nagle wiedzą, czego chcą
Ci, którym przeznaczono mary,
A którzy o swe życie drżą,
Ale wołają – Wiary!
Ofiary! - echem mury drwią.

(J. Kaczmarski, Szturm)


W 1995 roku natrafiłem na spektakl Teatru Telewizji będący adaptacją tej książki, reżyserował go Janusz Kijowski, który podszedł do tekstu Andrzejewskiego z iście filmowym rozmachem. Od tamtej pory raptem 28 lat trwało moje "przymierzanie się" do powieści Szczypiorskiego. Przy czym w zasadzie jest to dzieło historyczne tylko o tyle, o ile historia służy tu jako metafora współczesności (rzecz powstała trzy lata po tzw. wydarzeniach marcowych 1968 roku), a właściwie, kiedy bieżący (dla autora) kontekst stał się nam (odbiorcom) odległy, widać po prostu ponadczasowość opisanych w niej mechanizmów. Zresztą autora nie interesuje werystyczne malowanie realiów, ale dyskurs, a w nim - manipulatorska moc słowa, a zwłaszcza wiary. Z perspektywy dekad i całkiem niedawnych, choć na szczęście nie aż tak dramatycznych wydarzeń, Msza... sprawdza się jako studium sprawowania władzy nad tłumem, mechaniki władzy zasilanej z jednej strony wskazywaniem wrogów, czy to będą Żydzi, bogaci, rudzi, obcokrajowcy czy homoseksualiści, z drugiej zaś impetem ludu otumanionego religią, która sycąc tłumne poczucie wyjątkowości i wojującej słuszności, potrafi abstrakcyjnym bałamutnym dobrem (miraż odkupienia/zbawienia) uzasadnić najgorsze nawet łajdactwa. Nic tak bowiem nie poprawia samopoczucia zbiorowości, jak wskazywanie winnych i bicie się w cudze piersi, składanie ofiary z nieswojego cierpienia. Zresztą w gromadnym amoku moralnego wzmożenia nikt nie może być pewien, iż jest jest wystarczająco gorliwy: wczorajsi sędziowie o świcie sami staną przed sądem, a dzisiejsi sprawiedliwi jutro spłoną na stosie, gdyż prezentowali zbyt mało religijnego (nomen omen) zapału. Największym zaś grzechem jest zdrowy rozsądek. Szczypiorski pokazuje to wszystko z nieubłaganym fatalizmem i puentuje z gorzkim pragmatyzmem - i pod tym względem ta krótka, ale brzemienna w znaczenie powieść zupełnie się nie zestarzała. Niestety.

Ode mnie: 5,0 / 6


Andrzej Szczypiorski, Msza za miasto Arras. Poznań: Kantor Wydawniczy SAWW, 1993.


Komentarze

  1. Wygląda na to, że będę musiał odwiedzić bibliotekę albo księgarnię, bo wersji elektronicznej brak :( To tak a propos wymiany zdań u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie bardzo łapię - co ma Andrzejewski do powieści Szczypiorskiego? I czemu tylko 5/6 - ciekawi mnie, co nie zagrało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Nexusie, już poprawiam. Oni mi się ZAWSZE mylili. Dzięki za zwrócenie uwagi. Co do oceny: wystawiłem 5 bo oceniam w skali szkolnej i to jest bardzo dobry stopień, a nie taki że czegoś zabrakło. 6 jest zarezerwowane dla rzeczy zachwycających w każdym calu. Przy czym u mnie to nie jest system ściśle racjonalnych ocen, ale nie będąc zawodowym krytykiem kieruję się w dużej mierze emocjami. Kiedyś się napinałem że to nieprofesjonalne, ale teraz wystawiam tak jak czuję, no bo, właśnie - nie jestem zawodowcem i TAK MOGĘ :-)

      Usuń
    2. Rozumiem. A co do zawodowych krytyków, to z reguły omijam ich szerokiem łukiem, a oficjalnych recenzentów LC jeszcze szerszym :) Pytałem o ocenę głównie dlatego, że nie wiedziałem, czy coś tej książce dolega, czy po prostu właśnie nie wyszła na wybitną. Ja stosuję od jakiegoś czasu jeszcze bardziej subiektywną skalę ocen (nie podobała się, OK, podobała, b.podobała, amazing) bo nie ma czegoś takiego jak obiektywna ocena i nie ma co się na to silić :)

      Usuń
    3. Ja zawsze z ocenami policzalnymi (liczby, gwiazdki itp.) miałem więcej kłopotu niż korzyści. W końcu co innego 5 dla np. Reachera, a co innego dla Myśliwskiego ;)

      Usuń

Prześlij komentarz