Przejdź do głównej zawartości

Przypowieść o poranionych (Ursula K. Le Guin, "Tehanu")

Najbardziej kameralna i introwertyczna, ale zarazem najbardziej przejmująca odsłona Ziemiomorza.



Cykl o Ziemiomorzu ma tę cechę, że poszczególne opowieści splatają się i zazębiają, ale zachowują znaczną autonomię. Dzielą je spore odstępy czasowe i przestrzenne, a łączące je nitki wydarzeń podane są często mimochodem, a nie w formie jednolitej fabularnej sagi. Każda odsłona z trzech poprzednich obraca się wokół innej postaci (czarnoksiężnik Ged, kapłanka Tenar, książę Arren). Tehanu sprowadza ich wszystkich w jedno miejsce, na znaną nam już z pierwszej powieści wyspę Gont, ale kluczową rolę pełni tym razem jeszcze ktoś nowy: poparzone i okaleczone dziecko, dziewczynka cudem uratowana ze złych rąk przez niegdysiejszą kapłankę z Atuanu. Jednooka Therru nie jest jedyną pokiereszowaną osobą na Goncie, bo podobnie zdruzgotany jest Ged zwany Krogulcem, do niedawna Arcymag, przywieziony na Gont przez smoka zaraz po tym jak utracił swą czarnoksięską moc w finale Najdalszego brzegu. Oboje, i Ged, i Therru, ale każde inaczej, będzie próbowało określić siebie na nowo, zbudować nową tożsamość na bliznach i gruzach, zmagając się z depresją i klasycznym zespołem stresu pourazowego. Brzmi to może mało literacko, ale takie jest sedno: Tehanu, najbardziej kameralna i introwertyczna, ale zarazem najbardziej przejmująca odsłona Ziemiomorza, jest przypowieścią właśnie o re-konstruowaniu siebie.

Choć nie tylko. Przyjęta perspektywa, a jest nią punkt widzenia ponad 40-letniej już Tenar, pociąga za sobą wykładnię kobiecego widzenia świata, życia i przemijania. Opowieść, zamkniętą w obrębie tylko jednej wyspy i zaledwie trzech-czterech lokacji, w dodatku niemal zupełnie odartą z elementów fantastycznych, determinują relacje między bohaterami: ze zdruzgotanym Gedem, a także - może nawet ważniejsza - z poparzoną Therru. Tenar, która niegdyś sama odrzuciła splendor powierniczki Pierścienia Erreta-Akbego i wybrała proste pasterskie życie na wyspie Gont, jest teraz punktem odniesienia dla tych obojga po przejściach. Jej historia to też opowieść o odnajdywaniu swojej siły w prostocie codzienności, i o trudnym ale koniecznym wyzwalaniu się z ciasnego gorsetu ról społecznych. Role te nie są bowiem dane raz na zawsze, nie są samą tożsamością, a ta - też nie jest niezmienna. Tak, jest tu wyraźna perspektywa feministyczna (którą Autorka podkreśla także w posłowiu), ale jest to przesłanie na wskroś ogólnoludzkie. Arcymag nie musi być do śmierci arcymagiem, a pokiereszowane i zdruzgotane dziecko może rozwinąć skrzydła. Trzeba tylko czasu.

Ode mnie: 5,5 / 6


Ursula K. Le Guin, Tehanu (Tehanu); łum. Paulina Braiter-Ziemkiewicz. Warszawa: Prószyński i S-ka, 1997.



Komentarze

  1. Chyba mój ulubiony tom. (Z drugiej strony: Każdy jest na swój sposób wyjątkowy. Le Guin jest niby docenioną, ale w gruncie rzeczy niewystarczająco docenioną pisarką.). Czytałem jednak tak dawno temu, że niczego mądrego w tej chwili nie powiem. Szkoda, że Barańczakowi nie było dane przetłumaczyć całego czteroksięgu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to jest niesamowite - każdy tom jest inny. "Tehanu", jak czytałem, nie miało dobrego przyjęcia, ponoć "dodane" do trylogii po kilkunastu latach - rozczarowało. A we mnie to gra: to nie-przywiązanie do konwencji rozszerza możliwości w tworzeniu. Tu mnie urzekło, że w zasadzie nie ma znaczenia fantastyka, tylko to jest powieść psychologiczna, i to poważna. Przeżyłem ją. Trzeba odwagi, żeby tak skrajnie kameralnie wrócić do stworzonego uniwersum po epickiej poprzedniej odsłonie. No i, co tu gadać, nie jestem ogólnie miłośnikiem fantastyki, ale klimat Ziemiomorza działa na mnie uzależniająco jak narkotyk.

      Usuń

Prześlij komentarz