Przejdź do głównej zawartości

Skontrum 2023

Rytualne coroczne podsumowanie.




W 2023 roku przeczytałem aż 40 książek (-> klik), co jest absolutnym rekordem od początku blogowania, tj. od 2011 r. Z tej okazji wysmażyłem sobie wykres statystyczny rocznego czytelnictwa, żeby podziwiać rozmiar słupka:


Dokładnie połowa z tej czterdziestki doczekała się recenzji, a wszystkie teksty można znaleźć pod tym linkiem. Pozostałe to zwykle literatura filozoficzna bądź faktu oraz dwa komiksy, a tych gatunków przeważnie nie recenzuję z braku kompetencji.

Dwie książki otrzymały maksymalne noty (tj. 6), a aż siedem - notę 5,5. O nich później. 

A tymczasem - nagrody i wyróżnienia. W tym roku szczególnie mocno chcę i muszę zaznaczyć, że kierowałem się wyłącznie oceną poszczególnych dzieł i dokonań, a nie osobistymi sympatiami wobec twórców, z których - nie ukrywam - z trzema osobami utrzymuję kontakt korespondencyjny. Ale to naprawdę nie miało znaczenia. 

Więc:


KSIĄŻKA ROKU (ex aequo)

MICHAEL CRUMMEY - DOSTATEK (GALORE)
(przeł. Michał Alenowicz, wyd. Wiatr od Morza, 2013)

Mam słabość do takich morsko-rybackich klimatów, a Crummey jest mistrzem w tworzeniu chłodnego i przesiąkniętego solą klimatu. W tym przypadku stworzył sagę, w której surowość realiów łączy się z pewną mistyką, wyrastającą tyleż z religijności co z miejscowego kolorytu, która - o dziwo - wypada tu bardzo natralnie nawet dla mnie, choć nie jestem fanem realizmu magicznego. A jeśli dodać do tego całokształt opowieści o zmaganu sie z losem, przemijaniem i namiętnościami, to w takim wydaniu kupiło mnie to zupełnie.

Recenzja: Sto lat rybołówstwa  


MACIEJ HEN - SEGRETARIO
(wyd. Wydawnictwo Literackie, 2023)

Maciej Hen już 7 lat temu trumfował na tych łamach (potem jeszcze zaliczył wyróżnienie), a tym razem zachwycił ponownie, i znów za sprawą okazałej powieści historycznej. Potwierdza przy tym mistrzostwo w budowaniu wielowątkowych fabuł z wyraźnie zaakcentowaną intymną perspektywą, bez kompleksów prowadzonych w czasie i przestrzeni, bawiących sie szkatułkowością. Duch autora Rękopisu znalezionego w Saragossie unosi się nad Segretariem, ale tez w świadomości istnienia poprzedników i w grze skojarzeniami, powidokami innych historii, leży istotna część uroku prozy Hena. Podobnie jak przy Solfatarze ma się wrażenie, że czytamy autora znacznie bardziej europejskiego niż polskiego, który w naturalny sposób porusza sie w kultorowym i historycznym dziedzictwie całego kontynentu. Jednak nie rozległość nawiązań jest tu najistotniesza, bo to nie postmodernistyczna zgrywa, tylko mądra i świetnie poprowadzona opowieść, w której jest miejsce na zamaszyste, epickie opisy (Stambuł o poranku!), duszność skrytych uczuć, problemy tożsamościowe, historię awanturniczą, refleksje humanisty, Rzym, Kresy, zakamarki żydowskiego Kazimierza i krakowski dwór Jagiellonów. A pod tym wszystkim to nieodległa od Dekameronu opowieść o obliczach miłości. W dodatku w niespotykanej chyba już dziś epistolarnej formie. Wciąga, emocjonuje, bawi, wrusza, po wielokroć wprawia w zadumę. 


WYRÓŻNIENIA

Józef Hen - Crimen
(wznowienie: wyd. Wydawnictwo MG, 2021)

Tak się zbiegło, że w tym samym roku sięgnąłem po z dawna odkładaną powieść Hena - ojca. W sienkiewiczowskich klimatach, jak się okazało, można napisać powieść ciekawą i pozbawioną naiwności. Kryminalny wątek jest cokolwiek preteksowy (choć nie znaczy, że nie interesujący), a ważniejszy - zbiorowy portret XVII-wiecznej szlachty, niezbyt zresztą chwalebny. Znakomita, barwna, i chyba nieco zapomniana rzecz. Trafną recenzję Crimenu napisał kilka lat temu Piotr Chojnacki (trafną na tyle, że zrezygnowałem z własnej) - więc do niej odsyłam. No i warto odnotować, że Józef Hen skończył w tym roku 100 lat!

Ursula Le Guin - Ziemiomorze, t. 2-4 (wiele wydań): 


Grobowce Atuanu
 (przeł. Piotr W. Cholewa)
Najdalszy brzeg (przeł. Paulina Braiter)
Tehanu (przeł. Paulina Braiter)

Mniej więcej co 3-4 miesiące wybieram sie w kolejne podróże po Ziemiomorzu i zakochałem się w tej krainie, w jej bohaterach, historiach, w mądrości tej prozy. Dość luźne powiązanie fabuł między sobą uwydatnia autonomię poczególnych powieści, ich za każdym razem odmienny charakter, też trudno oprzeć się wrażeniu, że kolejne odsłony są zbieżne z kolejnymi etapami życia człowieka. Niezwykły projekt literacki, w którym same opowieści i malowniczy (dla mnie narkotycznie urokliwy) krajobraz stanowią jedynie podłoże pod walory filozoficzne, pod przemyślenia o dojrzewaniu, duchowej autonomii, tożsamości, przemijaniu i śmierci, akceptacji często niechcianych doświadczeń. Żadnemu z tomów z osobna nie wystawiłem 6, w sumie trochę nie wiem sam dlaczego (oceniam na wewnętrzne wyczucie), ale jako całość Ziemiomorze jest dziełem zupełnie wyjątkowym.

WYRÓŻNIENIE SPECJALNE

Filip Łobodziński za "dylaniana"

Przede wszystkim - ale nie tylko - za przekład i opracowanie biografii Boba Dylana pt. Ciągle w drodze autorstwa Howarda Sounesa (wyd. Kosmos Kosmos, 2023). Tłumacz dodał do 550-stronicowego tekstu aż 684  (!) przypisy, dzięki którym rozszerzył, zaktualizował i niekiedy skorygował i tak bogatą w szczegóły biografię. Ostatnie dopiski odnoszą się do marca 2023 roku, co przy kwietniowej premierze książki jest czymś wręcz niebywałym. Idźmy dalej - Łobodziński wykorzystuje tu własne przekłady utworów Dylana, te zaś, zebrane są w dwóch niedawno wydanych tomach: Duszny kraj (2017) i Przekraczam Rubikon (2021), nie ma więc problemu by tam zapoznac się z całością piosenki cytowanej w biografii w spójnym przekładzie (także z notą tłumacza). Ponadto, dzięki projektowi muzycznemu DYLAN.PL, którego Łobodziński jest frontmanem i siłą sprawczą, na dwupłytowym albumie pt. Niepotrzebna pogodynka żeby znać kierunek wiatru  (2017) można usłyszeć po polsku interpretacje 29 utworów Noblisty. Wisienką na tym torcie jest przekład tomiku prozy eksperymentalnej Dylana pt. Tarantula. Słowem - w ciągu 7 lat Filip Łobodziński dokonał wielonarządowego przeszczepu twórczości i osoby Dylana na grunt polski. To nie jest tak, że wszystkie te tłumaczenia są genialne - nie są; niektóre rozwiązania nie trafiają do mnie zupełnie, inne - inspirują do rozkminy jak można byłoby inaczej ugryźć. Ale to kolosalna, wielostronnie przemyślana w szczegółach propozycja, obfitująca w teksty przełożone po prostu znakomicie, z lekkością, ze słuchem muzycznym i językowym, ze świadomością i erudycją. W skali makro, nad Wisłą Dylan był, jest i niestety zapewne będzie niszowy, ale ja osobiście często myślę cytatami z niego, a nawet mojej córce zdarza się rzucić fragmentem piosenki, bo w wersjach Łobodzińskiego pełno lotnych, łatwo wpadających w ucho fraz. I za tę aplikację Dylana, bardziej w wymiarze moim osobistym, ale i polszczyźnie w ogólności - to skromne wyróżnienie. 

(Fot. F. Łobodzińskiego: Wojciech Korsak, za zgodą autora)


Tyle nagród. W ciągu roku dwie książki otrzymały maksymalną ocenę 6 - to obie laureatki - zaś siedem z oceną 5,5 to: Zima Muminków T. Jansson, Kot Winston. Mruczący agent F. Scheunemann, 365 razy zen pod red. J. Smith, Skoro ptaki czynią słońce A. MacLeoda, oraz wyróżnione wyżej: Crimen, Grobowce Atuanu i Najdalszy brzeg

To był dobry rok. Udany lekturowo, a poza tym dlatego, że udało nam się z Wydawnictwem Vesper oddać trzecią odsłonę przygód Gusa i Calla, co oznacza, że 3/4 przygody z bohaterami Na południe od Brazos  już za nami. 

Niestety zmarł Cormac McCarthy, ale pozostawił po sobie wyjątkowo wyrazisty dorobek, który od marca czytam od początku ponownie po kilkunastu latach i zakończę opublikowanym w tym roku (w Polsce, w USA w zeszłym) dyptykiem. Przy tej re-lekturze posiłkuję się opracowaniem typu "companion book"- to interpretacje kolejnych powieści Cormaca pod redakcją prof. Marka Paryża. Szalenie interesujące przedsięwzięcie, pomysł przeszczepiany na polski grunt przez amerykanistów z UW w serii "Mistrzowie Literatury Amerykańskiej", ukazało sie już 16 pozycji, poświęconych m.in. Toni Morrison, Anne Proulx, De Lillo, Hemingwayowi, Pynchonowi,  Steinbeckowi, Faulknerowi, Sontag i Vonnegutowi. Niebywale wzbogaca interpretacje nasuwające się w czasie lektury!

Ale na Amerykanach świat się nie kończy, bo tak się składa, że choć często powtarzam, że nie po drodze mi z polską literaturą, to znów, podobnie jak rok temu Jakub Nowak, tym razem także w cuglach wygrywa rodzimy autor. Zresztą nie byle jaki, bo zwycięzca sprzed kilku lat (i jedyny dwukrotny!) Z przyjemnością regularnie odkurzam też starsze tytuły, polskie i obce, w tym takie, które czytałem wieki temu. 

Zmęczył mnie natomiast James Ellroy, chyba przedawkowałem. Ponadto, poza jego Burzą, na półce od dawna czekają nieco pokrewni mu Winslow (Skorumpowani) i Lehane (Nocne życie), tylko że ja chyba powoli wyrastam z takich klimatów. Ogólnie z wiekiem coraz staranniej dobieram książki i to może jest kluczowe dla poczucia niestraconego czasu :-)  

Zatem dobrego roku i dobrze dobranych lektur!




Komentarze

  1. Spokojnego i owocnego w teksty nadchodzącego roku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała pierwsza trójka absolutna zgoda :D I najlepszego w nowym roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja zupełnie przeoczyłem fakt, że Ty też czytałeś "Dostatek", dopiero teraz wyguglałem Twoją fejsbukową notatkę operacyjną. No to cóż, dostatku lektur i dostatku w ogóle :-)

      Usuń
    2. Do dziś żałuje, że nie udało mi się nic więcej o tym Dostatku napisać, bo był znakomity, a kolejna rzecz Crummeya nieco mnie rozczarowała. Ale mam jeszcze parę sztuk w zapasie.

      Usuń
    3. Ta kolejna to był "Sweetland" czy "Bez winy"? Ja te, które wyszły najwcześniej (Rzeka złodziei, Pobojowisko, Dostatek, Sweetland) czytam chronologicznie, ale Twarde światło i Bez winy jak się ukazały to wskoczyły poza kolejką, bo w sumie jako recenzenckie, to głupio było przekładać; ta ostatnia to wypadłaby do przeczytania w tym układzie dopiero w tym roku :-) Dla mnie z całego dotychczasowego Crummeya najlepsze, znakomite, to Dostatek i Rzeka złodziei. I nie sądzę, żeby Sweetland to przebił.

      Usuń
    4. Kolejna w sensie czytana przeze mnie, trafiło na Bez winy i to było rozczarowujące z różnych względów, głównie dlatego, że się chyba autorowi formuła wyczerpywała.

      Usuń
    5. W międzyczasie formuła wyczerpała się też Wydawnictwu, więc nie wiem kiedy doczekamy przekladu kolejnej, którą tymczasem napisał :( Jak dla mnie M.C. nie musi pisać arcydzieł, bo za sam klimat ma u mnie 4/6 już na dzień dobry ;-)

      Usuń
    6. No cóż, najwyraźniej jednak Crummey się nie sprzedawał. A szkoda :( Też nie wymagam od Crummeya arcydzieł, ale na samym klimacie to pan autor daleko u mnie nie zajedzie. Zresztą głównie ten klimat zdecydował, że nie rzuciłem tym w połowie.

      Usuń
  3. Do Ursuli Le Guin planuję wrócić, ale nie wiem, czy uda mi się z tym zamierzeniem wyrobić w tym roku ;)

    Najlepszego w Nowym Roku, oby czytelniczo było jeszcze lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się zbieralem od lat nastoletnich, ale mnie z fantastyką nie było nigdy specjalnie po drodze (choć kilka tytułów cenię).

      Również najlepszego :-)

      Usuń
  4. Crummey, Crummey... Muszę wrócić do "Wiatru od morza", to może i on wróci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz