Przejdź do głównej zawartości

Ocalić od zapomnienia (George Mackay Brown, "Nad oceanem czasu")

Ślady minionych wieków wciąż są obecne wokół mieszkańców wyspy, a w rozbudowanych do rozmiarów opowiadań epizodach realia historyczne przenikają się z rzeczywistością ludowych mitów - oba te źródła traktowane są na równi i oba stanowią nieumarłe dziedzictwo archipelagu Orkadów.



Ostatnia powieść zmarłego w 1996 roku pisarza ze szkockich wysp Orkadów to po trosze inwentaryzacja dziedzictwa rodzinnego archipelagu, a po trosze bildungsroman, ale przede wszystkim literacka medytacja o czasie i przemijaniu. Zasadnicza część fabuły osadzona jest przed wybuchem II wojny światowej, ale jednocześnie wyspa Norday do pewnego momentu wydaje się być osadzona poza czasem. Przynajmniej dopóki historia i cywilizacja nie upomną się o nią. Do tego czasu zdążymy dobrze poznać niewielką społeczność zamieszkującą niepozorną wysepkę.

Bo też właśnie zbiorowość, a nie - jakby się początkowo mogło zdawać - nastoletni obibok i marzyciel Thorfinn Ragnarson, jest głównym bohaterem powieści Browna. Thorfinn nie pełni w gromadzie mieszkańców żadnej istotnej roli zarówno z racji wieku jak i niepraktycznego usposobienia, a sam pisarz nie poświęca zbyt wiele miejsca jego życiu na jawie. W panoramicznym ujęciu, jakie stosuje pisarz, swobodnie przemieszczając uwagę między pubem MacTavisha, plebanią, podupadłym dworem i rybackimi chatami, mieszczą się persony znacznie ciekawsze od leniwego wyrostka - choćby tajemnicza piękność, która na pewien czas zamieszkuje u pastora, burząc spokój mieszkańców płci obojga. Portret minionego świata, jaki urodzony w 1921 roku Brown niewątpliwie pamiętał z dzieciństwa, kojarzy się nieuchronnie z opowiadaniami Alistaira MacLeoda (z którym łączy zbliżony, choć oddzielony oceanem, krąg kulturowy), a na polskim gruncie - z prozą Wiesława Myśliwskiego.

Jednakże marzyciel Thorfinn stanowi w tej powieści także medium, dzięki któremu - a dokładnie dzięki sile jego wyobraźni - przenosimy się w przeszłość archipelagu. Ślady minionych wieków wciąż są obecne wokół mieszkańców, a chłopiec z lubością zatapia się w dawnych wydarzeniach, jakże ciekawszych od otaczającej go zgrzebnej rzeczywistości. Normańska wyprawa do Bizancjum, wojenna awantura w epoce Williama Wallace'a, namiętny związek z kobietą-foką - stanowią świat, w którym młody Ragnarson czuje się jak u siebie (w końcu nawet jego nazwisko świadczy o Wikingach, niegdysiejszych kolonizatorach wyspy). W epizodach tych realia historyczne przenikają się z rzeczywistością ludowych mitów - oba te źródła traktowane są na równi i oba stanowią nieumarłe dziedzictwo, podtrzymywane w ludzkiej pamięci przez "starowiny snujące dawno przebrzmiałe historie". Sceny te rozrastają się do rozmiarów autonomicznych, zamkniętych opowiadań. Swobodny transfer bohaterów (niepozbawiony komizmu, jak sklepikarz MacTavish w roli nieudacznego rycerza) podkreśla przenikanie się przeszłości i teraźniejszości niczym w tradycji żydowskiej, w której biblijne wydarzenia nie przebrzmiały, ale nadal i nieustająco stają się, trwają. Dopiero wielka historia w postaci budowy wojskowego lotniska zakłóci ciągłość istnienia Norday. Potrzebny będzie kustosz pamięci.

I w tym miejscu stapia się w jedność marzycielstwo Thorfinna Ragnarsona z pamięcią będącego u schyłku życia George'a Mackaya Browna, a marzycielskie wizje przekształcają się w literackie uwiecznienie dziedzictwa kulturowego Norday - wyspy fikcyjnej, ale przecież wtopionej w krajobraz Orkadów, przesiąknięty solą i zapachem ryb, w którym na opustoszałej wyspie samotny pisarz pracowicie oskrobuje burty starej rybackiej łodzi, podobnie jak później odrestaurowuje przeżyte i zasłyszane historie. Odległe i bliskie jednocześnie, bo - jak mówi przytoczony w powieści wymowny fragment psalmu - "tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął".

Ode mnie: 5,5 / 6


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Wiatr od Morza


George Mackay Brown, Nad oceanem czasu (Beside the Ocean of Time); przeł. Michał Alenowicz. Gdańsk: Wiatr od Morza, 2019.




Komentarze

  1. Proszę wybaczyć ewentualnie doszukiwanie się nieistniejących powiązań wynikające z kultury nieznajomości, ale czy Thorfinn Ragnarson nie jest tu imieniem znaczącym? Thor(finn) + Ragnar(son/ok)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem o ile zarówno imię "Thorfinn" jak i nazwisko "Ragnarson" są znaczące by tak rzec "per se", tp w przypadku tej postaci nie dopatrzyłem się głębszych powiązań intertekstualnych nawet w epizodzie z Wikingami. To właśnie Wikingowie zamieszkiwali niegdyś (chyba krótko) rzeczywiście Orkady, stąd takie a nie inne personalia, wydają się naturalnie wtopione w tą społeczność.

      Usuń
    2. A doszukiwania się nigdy nie jest za dużo 🙂

      Usuń

Prześlij komentarz