Chyba już ostatnia archiwalna recenzja. Z 2004 r. Ten pierwszy tomik wierszy (a nie piosenek) Jacka Kaczmarskiego okazał się jednocześnie wydaniem pośmiertnym: autor przegrał walkę z rakiem raptem dwa-trzy tygodnie przed publikacją. Niełatwo więc czytać te wiersze bez ciążącego nad nimi cienia Tanatosa, ale warto zdobyć się na perspektywę szerszą, niż tylko pożegnalna. Tym bardziej, że sam autor, choć zdawał sobie oczywiście sprawę z bliskości Końca, to jednak uparcie podkreśla: "Przecież jaw sennych wciąż dana mi łaska I to twarz moja śpiąca, nie pośmiertna maska".[1] Zupełnie jakby chciał powiedzieć: JA JESZCZE ŻYJĘ!