O Alessandro Baricco przeczytałem u Paren , w recenzji innej jego książki. Wcześniej nie wiedziałem nawet, że film Tornatore "1900. Człowiek-legenda" jest ekranizacją czegokolwiek. Sam akurat po "Saturnie" potrzebowałem czegoś cieplejszego. Padło na "City", nie odstraszyła mnie nawet dziwaczna autorska charakterystyka książki, umieszczona na okładce. - Idziemy? - Idziemy. "City" ma w sobie coś z klimatu pięknego filmu Wayne'a Wanga "Dym". W tej niespiesznej opowieści towarzyszyliśmy właścicielowi brooklyńskiej trafiki i kilku jego klientom. Tamta opowieść zdawała się meandrować między kilkoma postaciami; początkowo poznaliśmy właściciela trafiki, następnie zaprzyjaźniliśmy się z jego klientem - samotnym pisarzem, który na naszych oczach poznaje murzyńskiego chłopca, dalej towarzyszymy temu chłopcu w wyprawie do ojca - i tak dalej, aż gobelin losów splatał się w pełną zadumy i ciepła kombinację. U Baricco podobnie: zacz...