— Nigdy w nic się nie bawiłaś? – spytał Gus.
— Grałam czasami w buteleczkę — przyznała Lorena,
przypomniawszy sobie, że istotnie grywała w coś takiego z bratem.
— To taka sama zabawa jak ta, o której rozmawiamy. Coś, co
robi się dla przyjemności. Jeżeli wygrasz w oko, umówimy się, że jesteś damą z
San Francisco i nie masz nic do roboty, tylko wylegujesz się w jedwabnej
pościeli, a co jakiś czas Murzyn przynosi ci maślankę. Moje zadanie będzie
polegało na tym, żeby tobie dogodzić.
— Nie lubię maślanki — odparła.
Ku jej wielkiemu zdumieniu Gus nagle pogłaskał ją po policzku.
— Tak, w tym cały szkopuł — powiedział. — Nie lubisz
maślanki. W ogóle niczego nie lubisz. Jesteś jak ktoś, komu z głodu skurczył się żołądek.
Cała się skurczyłaś przez to, że niczego nie chcesz.
— Owszem, chcę pojechać do San Francisco. Podobno tam jest
chłodniej.
— Życie w San Francisco też jest tylko życiem - powiedział
Augustus, ujmując oburącz jej dłoń i głaszcząc palce. — Jeżeli człowiek za
bardzo pragnie jednej jedynej rzeczy, może się rozczarować! Zdrowiej jest
polubić codzienne drobiazgi: miękkie łóżka, maślankę, no i krzepkich
jegomościów, takich jak ja.
No i przypomniałeś mi, że na szczyt się nie wdrapałam.
OdpowiedzUsuńBa, ja zabieram się właśnie za powtórkę :)
UsuńHm. Jest na gryzoniu. Będę się smażyć w piekle...
UsuńCzytam. :) Ale nie wiem, na której jestem stronie.
Usuń15%.
Ja też czytam, zdaje się jedenasty raz. Jestem na 247 i mam taką refleksję: inne książki opowiadają historie, a TA książka opowiada l u d z i. Stąd jej rozgadana dygresyjność, rozbicie na dziesiątki anegdot, mini-portretów (Bert Borum - kowboj, który "nosił wąsik niewiele grubszy od sznurowadła, a jeździł na koniu niewiele grubszym niż ten wąsik" HAHAHA), wspomnień, kawałków biografii - pozwalających zrozumieć bohaterów. Lorena byłaby zwykłą młodą prostytutką, gdybyśmy nie wiedzieli o niej wszystkiego co wiemy. Skądinąd to nieśpieszne gawędziarstwo znakomicie harmonizuje z charakterem Augustusa, którego mimo mrowia postaci żadna nie przyćmiewa i właśnie on mimo upływu lat nieustannie fascynuje najbardziej (choć to Call jest mi najbliższy, może dlatego że przypomina mojego ojca). Jak zwykle się rozgadałem... :)
UsuńRozgadałeś, ale i dobrze. Ciekawe spostrzeżenie, z tym opowiadaniem ludzi. Bo wiesz, istotnie, mnóstwo książek stawia na pierwszym miejscu fabułę i już się do tego przyzwyczaiłam - czytam Brazos i rozglądam się za fabułą. Chyba liczę na to, że wyskoczy na mnie zza węgła.
UsuńNie wyskoczy, co? ;)
Wyskoczy, spokojnie. Nad Brazos fabuła rozkręca się powoli, ale to wynika chyba właśnie ze zmiany punktu ciężkości. Mnie nigdy nie przeszkadzało, że ekspozycja trwa tu sto stron, a zawiązanie akcji następne sto - ale już moja mama była początkowo zniechęcona (jednak przeczytała całość i przez lata wielokrotnie wracała do tej książki. A "atrakcji" na szlaku nie zabraknie. Będzie i wielka przygoda, i nietypowa love story, i długi pościg, i - no co tu spoilerować - nie wszystkim dopisze szczęście, w głównym wątkiem jest podróż na dwa i pół tysiąca kilometrów.
UsuńCiekawostka - mama przy którejś powtórce czytała RÓWNOLEGLE I i II tom - jeden leżał przy łóżku, drugi w WC :)
O, dotarłam właśnie do wąsika i sznurowadła! Która to strona?
Usuń174. :)
UsuńDzięki :)
UsuńTo się nazywa siła perswazji ;)
OdpowiedzUsuńMhm. Skończyłam. Piękne.
UsuńA widzisz :)
UsuńJa skończę pewnie dzisiaj. Znam tą książkę jak żadną inną, a i tak ostatnia rozmowa Calla i Newta (s. 440-442), a jeszcze poprzedzona rozdzierającym opisem uczuć samego Calla, ścisnęła mnie tak, że aż mi było głupio w autobusie, bo mi się łza zakręciła w oku.
Logosie - trochę Agnes męczyłem na ten temat, bezpośrednio mniej, ale też pośrednio, bo u mnie "LD" wraca jak bumerang przy lada temacie. No ale wygląda na to, że było warto :)
Było. Piękne.
Usuń