Ten pierwszy zbiór esejów Larry'ego McMurtry'ego ukazał się w 1968 r., po trzech powieściach, które odbiły się już pewnym echem, a jedna doczekała się nawet ekranizacji z Paulem Newmanem, będącym wówczas jednym z najgorętszych nazwisk Hollywood. 35-letni wówczas teksaski pisarz opublikował refleksje, będące - jak sam pisze w przedmowie - niebeletrystycznym opisem świata, w którym rozgrywają się fabuły
Horseman, Pass By,
Leaving Cheyenne i
Ostatniego sensu filmowego (niestety tylko ta ostatnia powieść została wydana w Polsce). Wszystkie one traktują o schyłku krainy hodowców bydła, o nieuchronnym przemijaniu epoki pionierów Starego Zachodu (wolę amerykańskie "Old West" od infantylnego określenia "Dziki Zachód"). To elegijne utwory o pustoszejącym krajobrazie, wyludniających się wioskach, ginących ranczach. Też o zmieniającej się obyczajowości, bo migracja do miast, a także rewolucja seksualna lat 60. XX wieku pociągają za sobą zmiany w relacjach damsko-męskich, co w dość konserwatywnym i prostolinijnym społeczeństwie Teksasu było zmianą niebanalną. Pod tym względem
Ostatni seans filmowy jest wiarygodnym i zniuansowanym portretem wyzwalającej się seksualności - przy czym powieść jest znacznie odważniejsza niż film. Analogicznie Hud Bannon z debiutanckiej powieści
Horseman, Pass By jest postacią znacznie mniej jednoznaczną, niż jego filmowy odpowiednik grany przez Paula Newmana. Oba te dzieła zostały przez filmowców wygładzone.
|
Stara i młoda twarz Teksasu lat 50. ("Hud", 1963) |
Właśnie produkcji filmu
Hud poświęcony jest pierwszy esej. Wizyta filmowców z Hollywood na zapyziałej Teksaskiej prowincji to wydarzenie bez precedensu. McMurtry z charakterystycznym dla siebie wyczuciem komizmu opisuje nieprawdopodobną szarżę rozgrzanej do czerwoności gromady mieszkanek Amarillo, które wdarły się do hotelu zamieszkiwanego przez ekipę filmową w poszukiwaniu wiadomego aktora. Dość powiedzieć, że Newman szczęśliwie salwował się ucieczką przez okno, a cały epizod wstrząsnął społecznością mieściny, bowiem trzonu grupy nie stanowiły bynajmniej nastoletnie panny, a dojrzałe kobiety, w większości mężatki. Jak pisze autor, wiele rodzin doświadczyło wówczas obyczajowego trzęsienia ziemi.
|
Larry McMurtry ok. 1971 r. |
Powstawanie filmu Martina Ritta jest też okazją do porównania filmowego wizerunku kowboja z jego rzeczywistym, osadzonym w Teksasie czyli
u siebie, pierwowzorem. To rzadka okazja, bo zobaczyć jak ten kulturowy archetyp jest postrzegany w środowisku, z którego się wywodzi. A McMurtry jest idealnym przewodnikiem po niuansach w tej materii, będąc intelektualistą, posiadającym odpowiednią zdolność spojrzenia z zewnątrz, a jednocześnie rasowym tubylcem, potomkiem ranczerów. Zderzenie westernu jako quasi-arturiańskiego mitu z prostotą rzeczywistych przedstawicieli tej przyziemnej w gruncie rzeczy profesji generuje napięcia przekładające się na całą społeczność regionu. Nie można też zapominać, że moment powstania tych tekstów to czas dopalania się spektakularnej ranczerskiej przeszłości całego Zachodu. Gospodarka stanu przestawia się z hodowli bydła na eksploatację złóż ropy (ta zmiana jest jedną z osi fabularnych
Horseman, Pass By). Konie ustępują miejsca Cadillacom.
McMurtry, idąc za wątkiem seksualnego wyzwolenia bohaterów Ostatniego seansu filmowego, spogląda też na erozję klasycznego, XIX-wiecznego modelu relacji między płciami, jaka nastąpiła od początku XX wieku. W słabo zurbanizowanym, rozbitym przestrzennie społeczeństwie osadników idee emancypacji padały na niewdzięczny grunt, a tam gdzie kiełkowały, ich wpływ był - jak ocenia pisarz - raczej dezorientujący, niż wyzwalający. Twarde życie pogranicza, z konkretnym ciągiem codziennych obowiązków wszystkich członków rodziny, nie sprzyjało ideom emancypacji, o których McMurtry pisze może bez przekąsu, ale z zauważalnym dystansem.
|
Życie seksualne Teksańczyków ("Ostatni seans filmowy", 1971) |
W tym kontekście uderzająca jest też obserwacja, że kowboje - w odróżnieniu od osadników - w epoce swojej świetności nie mieli żadnego modelu nawiązywania i utrzymywania relacji z kobietami. Etos pracy we własnym gronie i zajęcie wymagające - niczym u marynarzy - mobilności, nie sprzyjały powstaniu takiego modelu (rzecz jasna wytworzony w późniejszych dziesięcioleciach model hollywoodzki to sentymentalna fikcja). Stąd pewna sztubacka ekscytacja i nieśmiałość, jakie McMurtry odnajduje w zachowaniach kowbojów z otoczenia swojego i w relacjach przodków. Nie da się przy tym nie zauważyć, że najpewniej właśnie te refleksje legły u podłoża wielu emocjonalnych wątków w późniejszej powieściowej twórczości teksaskiego pisarza (choćby na wskroś platoniczne zauroczenie Chlusta i Newta prostytutką Loreną, epizod P.E. z wdową Cole, czy wreszcie tragiczne relacje Calla z Maggie - by przywołać tylko bohaterów
Lonesome Dove, notabene późniejszego od omawianych esejów o blisko 20 lat). Podobną refleksję budzi krótkie, kategoryczne stwierdzenie, że zżycie kowbojów wewnątrz swojej grupy nie miało podtekstu homoseksualnego. Otóż długą drogę musiał przebyć McMurtry od tej konstatacji do swojego oscarowego scenariusza
Tajemnicy Brokeback Mountain (2005), traktującego właśnie o tym. Ale jednocześnie jest jakaś logika w tym, że to on, będący jednocześnie autorem westernów jak i melodramatów, podjął się swoistej syntezy tych dwóch światów w takim akurat ujęciu (nawet jeśli "tylko" adaptował opowiadanie Annie Proulx).
|
Okładka I wydania "In A Narrow Grave" |
Zbiór, z którego zresztą omawiam tu tylko wybrane teksty, zamyka niezwykle osobisty esej-hołd, poświęcony ojcu i ośmiu stryjom pisarza. Oni to byli świadkami ostatnich lat istnienia Starego Zachodu, w dzieciństwie, jako synowie ranczera (dziadka pisarza) obserwując ostatnie wielkie spędy bydła. To z nimi odeszła bezpowrotnie w przeszłość wielka część przeszłości Zachodu Stanów. To oni, przez snute w rodzinnym gronie wspomnienia, ukształtowali wyobraźnię przyszłego wielkiego teksaskiego pisarza. Można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że takie patriarchalne postacie jak Sam Lew z
Ostatniego sensu filmowego czy Homer Bannon z
Horseman, Pass By, są wzorowane właśnie na nich. I nie dziwi, że to im dedykował
Na południe od Brazos, swój pierwszy i najlepszy western, opatrując go z parafrazą fragmentu elegijnej ballady
Streets of Laredo:
Pamięci dziewięciu chłopców z rodu McMurtry (1878-1983);
"Zuchom, co niegdyś mknęli galopem..."
Arcyciekawa, niebywale pouczająca lektura - idealna, by ukazać się w Serii Amerykańskiej Wydawnictwa Czarne.
Ode mnie: 5,5 / 6