Ta opowieść już od pierwszego rozdziału uderza brutalnością czynów i wulgarnością języka. Ta pierwsza od razu ujawnia nam mordercę, a autor dzięki temu z premedytacją, wręcz demonstracyjnie unika choćby pozoru wątku kryminalnego, choć przecież między innym o odkrycie mordercy będzie szła gra na wielorybniczym rejsie. Ta druga zaś podkreśla drapieżność ludzkich reakcji i gwałtowność emocji. Prostackie marynarskie - i nie tylko - bluzgi często zastępują cios, albo inny wyraz pogardy. Bowiem relacje międzyludzkie na pokładzie "Ochotnika" to plątanina sprzecznych interesów, chciwości, żądz, słabości i obsesji. Każdy - czy to brutalny wielorybnik Drax, wojskowy lekarz Sumner, a także oficer Cavendish, kapitan Brownlee i pozostały na lądzie armator Baxter - ma swoje grzechy na sumieniu. Sprzeczna gra interesów i namiętności nieuchronnie zaważy na losach wielorybniczego żaglowca, i bez tego z trudem walczącego z lodami Arktyki.
Angielskiemu pisarzowi średniego pokolenia udało się zręcznie połączyć realia Moby Dicka z kreacjami rodem z Cormaca McCarthy'ego (kłania się zwłaszcza sędzia Holden z "Krwawego południka"). Jego książka ciąży wyraźnie w kierunku przypowieści o walce dobra ze złem w człowieku, z wyraźnym wskazaniem, że walka ta nigdy nie jest jednoznacznie wygrana. Co ciekawe, nieskalani złem są tu jedynie ci, którzy nie mieli do czynienia z białymi ludźmi (albo mieli rzadko). Pośród białych nawet zwycięstwo nad złem skutkuje zarażeniem, niczym ukąszenie. Przy całej wtórności tych wniosków nie sposób odmówić McGuire'mu znakomitego talentu narracyjnego, a sięgnięcie po wielorybniczy sztafaż tylko podnosi - przynajmniej w moim przypadku - walory czytelnicze. I nawet jeśli daleko mu do niebywałej, okrutnej ale poetyckiej prozy Cormaca, a w epatowaniu syfem fizjologicznym i moralnym, tudzież wulgaryzmami, chwilami ociera się o przesadę i efekciarstwo, to jego mroźna, krwawa i brudna wizja na długo pozostaje w pamięci.
Ode mnie: 4,5 / 6 (w tym 0,5 za wielorybniczą tematykę)
Pisali inni: Jane Doe z offu
Ian McGuire, Na Wodach Północy (The North Water) ; Przeł. Bartosz Kurowski. Warszawa : Pruszyński i S-ka, 2017.
Mam nadzieję, że krotkich recenzji nie będzie jednak za wiele, a Ty powrócisz do dłuższego pisania. Bo jeśli pisze się sprawnie i lekko, a przy tym gardzi spojlerami, nie widzę przeciwskazań, aby zapomnieć o limitach :)
OdpowiedzUsuńA wracając do wielorybniczej rzeczy - wystawiłeś książce taką sobie ocenę. Poza tym wrzucasz parę kamyczków do ogrodka McGuire'a... Mimo że od dawna nie zabierałem się za dzieła z akcją rozgrywaną na wodzie - bo też opuściła mnie na nie ochota - to i tak, jeśli po takowe sięgnę, ominę raczej pana Iana ;)
Zobaczymy, przez urlop okropnie wypadłem z rytmu.
UsuńOcena "4+" nie jest niska. Książka nie jest zła. Generalnie przeczytać warto, tym bardziej, że książek o wielorybnikach wiele nie powstało (poza "Moby Dickiem" kojarzę chyba tylko "Wilka Morskiego" Londona). Są w każdym razie słabości (wtórność "filozoficzna", chyba jednak nadmiar wulgaryzmów) i są atuty (klimat wielorybniczego pokładu). A może ja bywam po prostu wybredny, albo miałem spore (zbyt duże?) oczekiwania. Nie wiem, ale NA PEWNO WARTO PRZEKONAĆ SIĘ SAMEMU. Możesz to przecież widzieć zupełnie inaczej. Pozdrowionka.
Dla mnie ta książka ma moc, jednocześnie przyciąga i odpycha.
OdpowiedzUsuńJa właśnie dlatego mam ambiwalentne uczucia, bo zdaje mi się, że autor miejscami przesadził. Ale z drugiej strony, chyba taki miał zamiar. Tak czy owak należałoby nadrobić "Moby Dicka", bo ja też nie czytałem :)
Usuń