Michael Mann to pewnie największy obecnie stylista kina sensacyjnego, indywidualista portretujący w swoich wystylizowanych dramatach twardych, skoncentrowanych, oddanych swojej profesji mężczyzn. Przeważnie profesja ta polega na łamaniu prawa, rzadziej - jego pilnowaniu. Zaś w przypadku Gorączki, trzygodzinnego epickiego kolosa z Alem Pacino i Robertem De Niro, chodzi symetrycznie o przedstawicieli obu tych profesji, gdyż Mann sportretował w niej na równych prawach napadającego na banki złodzieja Neila McCauleya i ścigającego go Vincenta Hannę z LAPD. Twórca udanie pożenił tu peckinpahowskie motywy wzajemnych relacji między ścigającym i ściganym z chłodną poetyką pejzaży współczesnego Los Angeles i niezwykle perfekcyjną aranżacją scen akcji (jedno i drugie w obiektywie wielkiego Dante Spinottiego). Od lat nosił się później z pomysłami na kontynuację tej opowieści, dodajmy że bogatej już na ekranie w postaci drugoplanowe i uzupełniające historie (ostatecznie trzygodzinny metraż nie wziął się znikąd). Powieść, która ukazała się w 2021 roku, jest jednocześnie kontynuacją i poprzedzeniem fabuły Gorączki.
Mann dwutorowo opowiada o akcji sprzed 7 lat względem macierzystego filmu oraz o tym, co działo się bezpośrednio po śmierci McCauleya i ucieczce związanego z nim Chrisa Shiherlisa z LA. Fabuła z 1988 roku pokazuje nam Neila jako profesjonalistę, ale jeszcze nie tak wyobcowanego, jak ma to miejsce w Gorączce. To on powie później: "Nie wiąż się z niczym, czego nie mógłbyś porzucić w ciągu pół minuty kiedy zrobi się gorąco". Ale jeszcze nie teraz. Natomiast Mann dostarczy nam szarpiącej nerwy niezwykle brutalnej fabuły w klimatach współczesnego amerykańskiego pogranicza z Meksykiem (to trochę literacki teren Dona Winslowa), w ciągu której będziemy mogli przekonać się, jak McCauley stał się taki. Z kolei dzieje Chrisa po 1995 roku zahaczają o Amerykę Południową, nielegalny handel hackowanymi systemami zabezpieczeń i cyberprzestępczość. Jeśli to echa "Hakera", ostatniego, niezbyt udanego filmu Manna, to na szczęście wypadają lepiej niż ten tytuł. W dodatku koniec końców wszystko w tej rozłożystej fabule elegancko się zazębia i dopina.
Generalnie jest to lektura wyłącznie dla wielbicieli Gorączki, którzy odnajdą tu znanych bohaterów i poznają ich nieznane dotychczas losy. Książka nie sprawia wrażenia napisanej na siłę kontynuacji, wierzę Mannowi, że nieraz wracał do uniwersum swojego opus magnum, stopniowo budując sobie w głowie całą sagę. Fabularnie nie mam się czego czepić, ta historia aż się prosi na ekran. Jeśli coś drażni, to zaskakująca, jak na tych akurat bohaterów, emocjonalność, no ale McCauley jest tu jeszcze stosunkowo młody, a Shiherlis zawsze miał bardziej impulsywną osobowość niż szef. Co do porucznika Hanny, to najciekawsze jest jego spalanie się w pościgu za zwyrodnialcem, za którym już w 1988 roku omal nie trafia na Neila. Ale co się odwlecze, to nie uciecze ;-)
Jedyną wyraźną słabością dzieła Manna i wspomagającej go Gardiner jest, no własnie, dwoistosć stylu. Przy czym mam dziwne wrażenie, że najlepsze partie, lakoniczne ale pełne klimatu, oparte na tworzących nastrój detalach i dobrej dynamice, należą do reżysera, zaś pisarka odpowiada za zbyt łopatologiczne opisy, toporne i powtarzalne dopowiedzenia emocji które jeśli mamy odrobinę empatii sami wywnioskowaliśmy, oraz za snucie patetycznych refleksji nieprzystających do konkretu mannowskich postaci. Ten rozdźwięk przez całą książkę uderza i omal nie zacząłem zakreślać ołówkiem odstających stylem akapitów. Stąd, mimo świetnej opowieści sensacyjnej, tylko 4,5 - no i życzę sobie zobaczyć to wszystko na ekranie.
Od mnie: 4,5 / 6
Michael Mann, Meg Gardiner, Gorączka 2: 1988-2000 (Heat 2: 1988-2000); przeł. Danuta Fryzowska. Warszawa: HarperCollins, 2022.
Komentarze
Prześlij komentarz