Skłócony naród, król niepewny, szlachta dzika,
Sympatie zmienia wraz z nastrojem raz po raz.
Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka,
To wychowanie dzieci - biorąc rzecz en masse.
(J. Kaczmarski, "Rejtan czyli raport ambasadora")
Teoretycznie "Niemcewicz" to niedopuszczona do obrony praca doktorska. W praktyce - napisany z nieprawdopodobną pasją i lekkością pióra paszkwil na epokę stanisławowską. Nie będąc historykiem nie wgłębiam się w pokrewieństwa autora z tzw. "szkołą krakowską" {więcej na ten temat można znaleźć w dyskusji Marlowa i Zacofanego w Lekturze pod tekstem w Galerii Kongo) ani w kontrowersje, jakie przez dziesięciolecia towarzyszyły dziełu Zbyszewskiego.
Autor był z zawodu dziennikarzem, co częściowo uzasadnia szczytne założenie, iż postanowił napisać pracę doktorską i jednocześnie rzecz, którą by jeszcze ktoś przeczytał prócz profesora, jak sam stwierdza we wstępie. Biorąc na warsztat biografię jednej z większych osobowości epoki rozbiorowej przedstawił jadowity i gorzki fresk o kraju doprowadzonym do upadku nie tyle w wyniku działań carycy i Prus, co wskutek chciwości, oportunizmu i głupoty magnaterii, biskupów, szlachty i samego króla. Nie oszczędza niemal nikogo: Stanisław (dla Zbyszewskiego - Kluchosław) August Poniatowski to zapatrzony w swojego fiutka bubek, targowiczanie to oczywiście rublochapy, ostra ironia (najłagodniej rzecz nazywając) nie omija samego Julianka Niemcewicza. Autor oszczędza bodaj tylko Tadeusza Kościuszkę. Sejm Czteroletni to istna polityczna Sodoma i Gomora, w których tylko dzięki niebywałemu uporowi i sprytowi grupki straceńców-patriotów udało się cudem uchwalić konstytucję. Natomiast bezbrzeżny żal w autorze budzi fakt, iż pewnego zdrajcę skazano na karę niebywale łagodną, bo tylko zwykłe powieszenie. Dzięki tej jędrności "Niemcewicza" czyta się niespotykanie gładko, a przy tym jest lekturą szalenie pouczającą - począwszy od układu (czy raczej rozkładu) politycznego ostatnich lat Rzeczypospolitej Szlacheckiej, po smaczki obyczajowe, których tu obfitość. To tak, jakby obrazy Matejki (zwłaszcza "Konstytucję 3 Maja") przemalowano w stylu Boscha. Niemniej - całość jest solidnie udokumentowana, czego dowodzi soczysta polemika Zbyszewskiego z samym Marianem Kukielem (we wstępie do 2. wydania), a przede wszystkim długaśna lista źródeł. Fascynujące dzieło, nie ukrywające swojej zadziorności, nazywające pewne rzeczy bez pardonu, niewątpliwie w jakimś stopniu przerysowane (strach pomyśleć, że nie), ale dzięki wypełniającym je emocjom wprost niebywale sugestywne i prawdziwe. Touche!
Karol Zbyszewski (1904-1990) (fot. Mariusz Troliński, repr. za www.panstwo.net) |
Odeszli w sukmanach, kurtach i opońvczach
Po dawnemu się męczyć nad nie swoją rolą.
Ktoś powiedział: "Wiedziałem, że to się tak skończy".
Na żer wyszły obce wojskowe patrole.
(J. Kaczmarski, "Krajobraz po uczcie")
Ode mnie: 6 / 6.
Komentarze
Prześlij komentarz