Przejdź do głównej zawartości

W stylu Raymonda Ch. (James Ellroy, "Requiem dla Browna")

Chandlerowski klimat jest tu bardzo udanie zdynamizowany i podrasowany charakterystycznym dla Ellroya wisielczym cynizmem.




Debiutując w wieku chrystusowym James Ellroy podnosił się wówczas z mocno wykolejonego życia, naznaczonego tragiczną śmiercią matki i szeregiem późniejszych własnych występków. Echa tych przeżyć rozsiane są po całej jego wczesnej i środkowej twórczości w postaci powracających motywów przemocy wobec kobiet, nierozwiązanych morderstw z kobietami w roli ofiar (przede wszystkim Czarna Dalia) czy mocno unurzanej w narkotykach, pokręconej psychiki bohaterów męskich (większość tytułów). I tak jak w swojej drugiej powieści Śmierć w podróży pisarz wykorzystał własne dewiacyjne zachowania z młodości (motyw włamań do domów), to w debiucie sięgnął do swoich doświadczeń w pracy caddy'ego, czyli szeregowego członka obsługi pola golfowego. To jedna z głównych inspiracji, bowiem drugą nogą Requiem... tkwi głęboko w tradycji czarnego kryminału, niczym zapomniana powieść Raymonda Chandlera.

Ellroy leci klasycznymi motywami: Brown, były policjant, a obecnie utrzymując się z mało prestiżowej działalności odzyskiwania niespłaconych samochodów, dostaje zlecenie śledztwa w sprawie pewnego podejrzanego bogatego Żyda, związanego z siostrą zleceniodawcy. Rzeczona siostra to oczywiście także klasyczny element układanki w stylu noir, podobnie jak stopniowo odkrywane finansowe i emocjonalne brudy, starannie zamiecione pod elegancki dywan codziennego życia Miasta Aniołów. Tym razem Ellroy nie ma jeszcze ambicji tworzenia rozległej społecznej panoramy i wzorem swojego mistrza stawia na duszny klimat klinczu emocji między bohaterami. Całość doprawiona jest fascynacją muzyką klasyczną, będącą zarazem nośnikiem i metaforą stanów emocjonalnych, począwszy od mszy żałobnej obecnej w tytule.

Bardzo klasyczne w formie Requiem... w zasadzie niczym zaskakuje, ale niewątpliwie zdradza Ellroyowski pazur w aspekcie pogmatwanych obsesji bohaterów, mrocznych psychologicznych motywacji, które pisarz rozwinie w późniejszej twórczości. Chandlerowski klimat jest tu też bardzo udanie zdynamizowany i podrasowany charakterystycznym dla Ellroya wisielczym cynizmem, w prostej linii kontynuującym tradycję słynnych "chandleryzmów". I jakkolwiek późniejszy cesarz kryminału w swoim debiucie Ameryki nie odkrywa, to nader udane odświeżenie klasycznej formy dało mu punkt wyjścia dla późniejszych, dalej idących dekonstrukcji tradycji noir i rozbudowy epickiej formy kryminału, aż po szczytowe osiągnięcie jakim jest bez wątpienia "Kwartet Los Angeles".

Ode mnie: 5,0 / 6


James Ellroy, Requiem dla Browna, (Brown's Requiem); przeł. Violetta Dobosz. Toruń: C&T, 2007.


Komentarze

  1. A na mnie na półce czeka mój pierwszy Chandler, in English. Będę mógł w końcu poznać chandleryzmy na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba podejmę się przeczytania!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz