
Jako prozaik mało u nas znany, Shepard (1943–2017) był w Stanach chodzącą instytucją kulturalną: pół wieku kariery aktorskiej, szereg cenionych dramatów, scenariusze filmowe (wybitny Paris, Texas), kilkanaście publikacji prozatorskich, Nagroda Pulitzera (za sztukę Buried Child) i wiele innych wyróżnień. Jego sztuki wystawiane są także nad Wisłą, ale z prozy poznaliśmy dotąd tylko jeden tomik opowiadań – środkowy z trzech, Wielki sen o niebie (2003), który ukazał się u nas krótko po premierze jako ostatni tytuł słynnej „czarnej serii” (Współczesna Proza Światowa) Państwowego Instytutu Wydawniczego. Teraz dzięki Wydawnictwu Drzazgi otrzymaliśmy w końcu pierwszy ze wspomnianej trójki zbiór, oryginalnie wydany w 1996 roku.
Te 40 opowiadań to szorstka i oszczędna proza o ludziach na życiowych zakrętach – czasem gwałtownych, częściej jednak wynikających z cichych, wewnętrznych dramatów. Ich treść rozgrywa się między wierszami – w niedopowiedzeniach, w gestach i działaniach ukazanych zaledwie szkicowo. Shepard pisze momentami jak scenarzysta: rejestruje obrazy, fragmenty dialogów, zostawia tło w cieniu. Niektóre teksty składają się wyłącznie z rozmów, co zagęszcza niedopowiedzenia i przywodzi na myśl Hemingwaya. Z tą różnicą, że Shepard – o dwa pokolenia młodszy – bardziej otwarcie boryka się z kryzysem męskości: pisze o facetach zderzonych ze stratą, samotnością, winą, doświadczających tęsknoty za czymś nieuchwytnym. Obecna w jego tekstach podskórna tkliwość (jednak nigdy nie popadająca w sentymentalizm) zbliża go z kolei do wczesnej prozy Larry’ego McMurtry’ego (z okresu Horseman, Pass By / Leaving Cheyenne / Ostatni seans filmowy). Te nastroje autor będzie eksplorował też później w Wielkim śnie o niebie.
Sceneria jest podobna, choć współczesna – surowy pejzaż amerykańskich pustkowi i małych miasteczek, tutaj nierzadko owiany oniryczną mgiełką odrealnienia, korespondującą z wyobcowaniem bohaterów. Autor Prując... raczej unika wielkich miast, co odróżnia go choćby od Carvera, i nie jest tak gorzko sarkastyczny jak Saunders. Choć w drugiej połowie zbioru pojawia się seria humorystycznych opowiadań, inspirowanych zapewne Shepardowymi przypadkami na planie filmowym, co nadaje całości przynajmniej na chwilę weselszego i ironicznego (a także autoironicznego) tonu.
Od 22 lat tęskniłem za tą prozą – pozornie prostą i nieefektowną, nie będącą obiektywnie rzecz biorąc arcydziełem, ale trafiającą do mnie nastrojem dalece bardziej niż inni autorzy opowiadań zza oceanu. Jest dla mnie czymś w rodzaju Nebraski Springsteena, który to album, jak wiadomo, Boss nagrał sam na sam z gitarą. Jest tu wszystko i nic nie trzeba dodawać.
Może tylko, że nie chciałbym czekać kolejne dwie dekady na polskie wydanie trzeciego tomiku z tej nieformalnej trylogii - Day Out of Days.
Ode mnie: 5,5 / 6
Sam Shepard, Prując przez raj (Cruising Paradise); tłum. Marek Cieślik. Wydawnictwo Drzazgi, Okoniny 2025.
Komentarze
Prześlij komentarz
Co myślisz?