Przejdź do głównej zawartości

Rozwodniona akwarela (E. L. Doctorow, "Rezerwuar")

Trudno oprzeć się wrażeniu, że eksploatowana przez autora Ragtime'u formuła powieści historycznej uległa pewnemu wyczerpaniu.




Autor Księgi Daniela przez całe życie z podziwu godną regularnością raczył czytelników kolejnymi powieściami - co cztery, góra pięć lat ukazywał się kolejny tytuł z jego nazwiskiem na okładce. Podobnie jest z Rezerwuarem, opublikowanym równo pół dekady po sukcesie Billy'ego Bathgate'a. To także kolejna ściśle nowojorska powieść Doctorowa. Pisarz zagląda tym razem w przeszłość głębiej niż w poprzednim dziele, czy też w najsłynniejszym Ragtimie: przedstawia nam Nowy Jork w wydaniu dziewiętnastowiecznym. A dokładnie trafiamy do roku 1870, tuź przed upadkiem rządzącego metropolią niesławnego Kręgu Tweeda.

Polski tytuł nie do końca odpowiada autorskiemu zamysłowi, bo choć charakterystyczny dla Nowego Jorku zbiornik rezerwy wodnej Croton odgrywa w powieści istotną rolę, to jej centralnym punktem jest inny budynek należący do miejskiej sieci wodociągowej, więc oryginalny tytuł The Waterworks obejmuje go znaczeniem - ale polski już nie. Niemniej monumentalny rezerwuar na Manhattanie, położony u zbiegu Piątej Alei i 42 Ulicy, był ważnym punktem miejscowego krajobrazu. Wzniesiony w latach 1837-1842 był, dzięki malowniczemu otokowi zbiornika, lubianym miejscem spacerów, aż do rozbiórki pół wieku później, kiedy to funkcję wypoczynkową przejął powstały w międzyczasie Central Park. W miejscu rezerwuaru znajduje się dziś gmach Nowojorskiej Biblioteki Publicznej, a w jego podziemiach nadal zachowane są fundamenty poprzedniej budowli.


Rezerwuar Croton, widoczny także powóz miejskiej komunikacji.
Źródło: Gothamist.com / Museum of the City of New York

Nowojorski rezerwuar pojawia się u Doctorowa nie po raz pierwszy. Jedno z opowiadań w opublikowanym dekadę wcześniej zbiorze Żywoty poetów zawiera scenę wyławiania i reanimacji chłopca-topielca właśnie z wód rezerwuaru Croton, obserwowaną przez człowieka nazwiskiem McIlvaine. Scena ta, wzbogacona przejmującym detalem w postaci tonącej żaglówki-zabawki, spowita klimatem trudno wytłumaczalnego koszmaru, ponoć prześladowała wyobraźnię Doctorowa przez lata. Recenzowana tu powieść zawiera tą samą scenę, tym razem obudowaną kontekstem i umocowaną w fabule wyjaśniającej przynajmniej częściowo jej zagadkę. Charakterystyczny klimat rodem z XIX-wiecznej literatury grozy w obu utworach jest zamierzoną spłatą długu wobec Edgara Allana Poego, mistrza gatunku, którego wielbicielem był ojciec pisarza David Richard Doctorow i po którym nadał synowi takie a nie inne imię*). Po prostu Doctorow organizując czytelnikom "wycieczkę" do XIX-wiecznego Nowego Jorku postawił na gotycki horror.

Rezerwuar stoi więc, przynajmniej teoretycznie, gęstym, deszczowym klimatem błotnistego miasta, nad którym góruje monumentalny ale i upiorny masyw rezerwuaru. Przy tejże budowli młody dziennikarz Martin Pemberton zauważa raz i drugi (w obowiązkowych strugach dżdżu) miejski powóz, a w nim - swojego niedawno zmarłego ojca. Powracająca z zaświatów osobistość to dość ponura kreatura, z którą rodzony syn, wspomniany dziennikarz, pozostawał w konflikcie. Stary zaś zmarł jako bogaty patrycjusz, który dorobił się na handlu ludźmi, na dostawach marnej jakości towarów dla wojska w czasie wojny secesyjnej, a w końcu na kontaktach z trzęsącym Nowym Jorkiem Williamem Tweedem. Bo jest rok 1871 i to czas kiedy tak zwany Krąg Tweeda to rodzaj politycznego gangu, w tym momencie jeszcze niemal wszechmocny, choć tuż przed wielkim upadkiem. By dobrze naświetlić wam kontekst: wszechobecna korupcja i przemoc, fizyczna i ekonomiczna, w tym mieście-molochu sąsiaduje z wykwintnymi salonami opisywanymi przez Henry'ego Jamesa i Edith Wharton, a uliczne realia tamtej epoki niezwykle plastycznie sportretował Martin Scorsese w ocierających się o wybitność Gangach Nowego Jorku. Doctorow dorzuca od siebie lewicową wrażliwość społeczną, pochylając się, niczym Charles Dickens, nad uliczną dziatwą - młodocianymi gazeciarzami i bezdomnymi dzieciakami, które - jak się okazuje - dla kogoś są tak cenne, że próbuje je kupować niczym towar, rozpytując w tym celu w ponurych spelunkach. A może dzieci są także porywane, niczym ten topielec z rezerwuaru - o ile on faktycznie utonął? Te zagadki zaprzątają głowę McIlvaine'a, podstarzałego redaktora naczelnego jednej z gazet, choć początkowo poszukuje on jedynie zaginionego młodego współpracownika, wspomnianego na początku tego akapitu. Pytań jest jednak coraz więcej, więc przyda się znajomość z pewnym zawodowo bystrym choć życiowo nierozgarniętym policjantem.

Na wątku prowadzonego przez nich śledztwa pisarz buduje osnowę pytań o granice działań, do jakich człowiek ma prawo posunąć się w imię poszerzania wiedzy. W tym celu wprowadza postać genialnego, wyprzedzającego swoją epokę chirurga o nazwisku przy tej profesji kojarzącym się dość upiornie, bowiem Sartorius to po łacinie krawiec. Ów emanujący chłodem weteran wojny secesyjnej pojawi się jeszcze w późniejszej powieści Doctorowa Marsz, jednakże nie da się bez spoilerów napisać o nim wiele. Dość wspomnieć, że jego żądza wiedzy ma, kulturowo rzecz biorąc, korzenie faustowskie. Uważny czytelnik wychwyci też kolejne nawiązanie do Poego w postaci nazwy posiadłości Ravenwood ("kruczy las", podczas gdy tytuł Kruk - The Raven - nosi jeden z poematów Poego) oraz zapowiadający kolejną powieść Doctorowa zwrot "miasto boże" (o gorzko-ironicznym wydźwięku, bo doprawdy przeżartemu korupcją Nowemu Jorkowi ery Tweeda bliżej do Sodomy niż Jerozolimy). 

W teorii to wszystko wygląda obiecująco i klimatycznie, niestety sugestywność Rezerwuaru znacząco osłabia nieudany styl narracji, a konkretnie rozwlekłość opowiadania redaktora McIllvaine'a, przeładowanego zawieszającymi myśl wielokropkami oraz pozbawionymi kierunku dygresjami. Zblazowany i rozlazły dziennikarz z biegiem lektury coraz bardziej niecierpliwi i irytuje, zabijając wszelkie napięcie, które mogła potencjalnie generować powieściowa zagadka. Zawodzi także plastyka opisu przedstawionego świata, będąca dotychczas mocną - jeśli nie najmocniejszą - stroną niemal każdej powieści Doctorowa. Z kolei miejska dzieciarnia doczekała się bez porównania lepszego opisu w Billym Bathgate. Tym więc razem mające wielki potencjał mroczne miejskie tło, które mogło być obrazem soczystym i sugestywnym, staje się raczej rozwodnioną akwarelą. W efekcie także finalnie postawione w powieści pytania o granice i cenę wiedzy i poznania wydają się wydumane i pretensjonalne. Nawet szpital Blackwell, mający dość paskudną przeszłość, wypada tutaj blado**). 

Po lekturze ósmej powieści Doctorowa trudno oprzeć się wrażeniu, że eksploatowana przez autora Ragtime'u formuła powieści historycznej uległa pewnemu wyczerpaniu. Pisarz, który pomiędzy Jeziorem Nurów a Wystawą Światową porzucił polifoniczną strukturę na rzecz narracji pierwszoosobowej, zabrnął w ślepą uliczkę i Rezerwuarowi wyraźnie zabrakło szerokiej, bardziej panoramicznej perspektywy cechującej choćby Ragtime, ale także osobistego tonu i emocjonalnej temperatury Billy'ego Bathgate'a czy Księgi Daniela. Powieść dobił pechowo dobrany narrator. Można zaryzykować twierdzenie, że chyba sam Doctorow zdał sobie z tego wszystkiego sprawę, bo jego kolejna powieść - wspomniane Miasto Boże - choć też osnuta na motywie śledztwa, będzie miała kompletnie inny charakter. 

Ode mnie: 3,5 / 6

*) S. Schama, Gaslight Necropolis, "The New York Times", 19.06.1994.

**) Więcej o Blackwell Island można przeczytać np. w: Z. Ducka, Czarna legenda Blackwell Island, "Tygodnik Plus", 14.06.2019.



E. L. Doctorow, Rezerwuar (The Waterworks); przeł. Piotr W. Cholewa. Warszawa: Wydawnictwo Amber, 1994.



Komentarze